"Z miłości uwierzyłam, że jestem kochana tak po prostu, bo jestem"
Moniak, to kobieta z "wyższych sfer", Pani Warszawianka, która po śmierci swojej babci, z którą nie utrzymywała żadnych kontaktów, dziedziczy dom. Nie jest z tego faktu zadowolona, jednak za namową swojego partnera przyjeżdża na wieś, w którym znajduje się dom, i na jego widok opada jej cały zapał. Dom wymaga gruntownego remontu, na który Monika nie wie czy ma ochotę robić. Postanawia zostać na noc, jednak nie spodziewa się, że następnego dnia spotka spod oknem swojego domu jakiegoś faceta, który bezczelnie przygląda się okiennym framugom. Owym mężczyzną okazuje się być sąsiad, który z czasem staje się dla Moniki bardzo natrętny.
Ogólnie książka mi się podobała. Podobało mi się to ich przekomarzanie ze sobą. Podobało mi się to, że mimo różnym przeciwnościom na niebie i ziemi, Monika otworzyła się na miłość.
Jednak nie podobało mi się, jak rodzice traktowali ją od dzieciństwa. Jakby była trędowata. Jacy byli wobec niej zimni i nieczuli i z mijającymi latami się to nie zmieniło.
Jednak zakończenie, mimo tego wszystkiego co się po drodze dzieje, zostawia czytelnika z błogim uśmiechem.
Szczerze mówiąc, chętnie bym przeczytała historię z tymi bohaterami, choćby w tle. Może o Bartku? 😁 A może historia z punktu widzenia babci Eugenii?