Był pod wielkim wrażeniem upadku i rozkładu Europy, nienawidził jej zmurszałych ideologii, widział tu przyszłość w bardzo czarnych barwach i chciał rozpocząć nowe życie w Ameryce Południowej. Miał pasje życia, z którego czerpał wielkimi garściami. Swoją śmiertelną, długotrwałą chorobę - raka - traktował z pogodnym stoicyzmem, oczekując śmierci z otwartymi oczami. Był to jego najważniejszy egzamin pokazujący klasę człowieka. Jerzy Giedroyc