W opisie jest wzmianka, że miłośnicy Lucindy Riley pokochają również tę książkę i myślę, że tak właśnie mogłoby być. Osobiście czytałam jedynie pierwszą część z serii Siedmiu Sióstr, ale faktycznie - "Wyspa" Victorii Hislop jest utrzymana w bardzo podobnym klimacie.
Początkowo nieco gubiłam się w fabule, jednak później wszystko wróciło na swoje tory i przeniosłam się do czasów, gdzie w małym miasteczku o nazwie Plaka panowała choroba, która rozdzielała rodziny niejednokrotnie na zawsze. Trąd, bo o tej chorobie mowa, stał się przekleństwem wielu rodzin. Osoby dotknięte tą przypadłością niezwłocznie wywożone były na wyspę o nazwie Spinalonga, gdzie pozostawały w większości przypadków do końca swoich dni. Czytając o tym wydawało się, że przedstawiona historia rozgrywała się w bardzo odległych czasach, jednak ostatnia taka sytuacja miała miejsce zaledwie kilkadziesiąt lat temu bowiem zsyłki na Spinalongę rozgrywały się w latach 1905-1957.
W książce możemy przeczytać o historii czteropokoleniowej rodziny. Alexis, młoda kobieta mieszkająca w Londynie, postanawia odkryć skrzętnie ukrywane sekrety swojej rodziny, która posiada greckie korzenie, jednak temat ten nie jest zbyt chętnie poruszany przez jej matkę Sofię Fielding. Alexis dzięki swojej determinacji postanawia wybrać się na Kretę i wszystkiego się dowiedzieć od Fotini - starej przyjaciółki jej matki. Niedługo potem odkrywa szereg informacji o swoich przodkach, aż do czwartego pokolenia.
Jest to przepiękna powieść o miłości - zarówno tej jednej na całe życie, jak i niespełnionej, o bólu i cierpieniu, o rozstaniu, a także o determinacji i odwadze. Moim ulubionym bohaterem tej książki został Giorgis - mąż i ojciec, który wykazał się niesamowitą odwagą kursując łodzią między Plaką, a Spinalongą z zaopatrzeniem dla chorujących ludzi, dzięki czemu mimo trudnych warunków do jakich musieli z dnia na dzień się przystosować, mieli możliwość przeżycia.