Rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady. Jestem pewna, że wiele z was myślało o tym nie raz. By uciec od codzienności, od problemów, od siebie. A może właśnie po to, żeby siebie poznać, odkryć to co nieodkryte, zacząć naprawdę żyć. Zostać Supertrumpem i wkroczyć w dzicz... Zupełnie jak Christopher Johnson McCandless. Pierwszy raz świat o nim usłyszał, za sprawą artykułu w magazynie Outdoor, który napisał Jon Krakauer. W pogoni za jego duchem, autor podróżował po Ameryce i nie przestawał pracować nad zakończeniem sensacyjnie krótkiej historii Chrisa. Śledząc każdy krok jego podróży, wysłuchując każdej osoby, która go spotkała, nakreśla nam obraz człowieka poszukującego miłości swojego życia, którą była dzicz. McCandless szukał transcendentalnego doświadczenia, które może nie całkiem znalazł, na swojej drodze spotkał ludzi, na których odcisnął swoje piętno, a jak na kogoś, kto szczycił się byciem samotnym i niezależnym, wydawał się mimo wszystko nawiązywać autentyczne relacje. Krakauer nie ocenia McCandlessa, raczej swoimi słowami, cierpliwie robi ukłon w jego stronę. Pisze o nim ze zrozumieniem, starając się śledzić zakamarki jego umysły i kontury terenów, które przebył. Co być może najważniejsze, autor wykorzystuje swoje doświadczenie i historie innych podróżników, aby nazwać i określić istotne impulsy działań McCandlessa, a tym samym uczłowieczyć jego pozornie antyspołeczne zachowanie. McCandless, za sprawą słów Krakauera, zamiast wstąpić w szeregi mitycznych wędrowców,...