"Siedzę w cichym pokoju niepewne, co ze sobą zrobić. W sensie, co się robi, kiedy rodzice wyrzucają cię z domu? Kiedy całe twoje życie legnie w gruzach tylko dlatego, że chciałoś powiedzieć rodzicom prawdę o sobie, być szanowane i dostrzegane, żeby zwracano się do ciebie właściwymi formami? Niemal sięgam po szkicownik, kiedy przypominam sobie, że został w plecaku w domu. Nie mogę nawet robić jedynej rzeczy, która mnie relaksuje."
"Pokochałam tę historię zanim ją poznałam". Właśnie tak napisałam, gdy wrzucałam post z zapowiedzią i wiecie co, podpisuję się pod tym stwierdzeniem po raz drugi.
"Wszystkiego, co najlepsze" to emocjonalny huragan, który zaczyna się już od pierwszych stron i nie odpuszcza aż do końca. W prosty, ale też bolesny sposób pokazuje, że świat byłby o wiele lepszym miejscem, gdybyśmy tylko zaczęli akceptować i szanować ludzi, takimi jakimi są. Tylko tyle i aż tyle.
Historia Ben łamie serce, ale przynosi też nadzieję, że będzie lepiej, że w końcu musi być po prostu normalnie.
Jednocześnie ta książka to piękna opowieść o miłości, która oczaruje każdą romantyczną duszę. Przyznaję, że Nathan całkowicie mnie zauroczył.
Ogrom uznania dla tłumacza Artura Łukszy (mam nadzieję, że dobrze odmieniłam nazwisko). Szczerze, myślałam, że formy niebinarne, będą mi przeszkadzać podczas czytania, ale nic bardziej mylnego, dosłownie po paru stronach stały się dla mnie zupełnie naturalne.
Niezwykle ważna, wartościowa i niezapomniana historia, do któ...