„Iskry” 1928, R. 6, nr 18, 14 kwietnia, s. 295. Prawdziwe imię. Jak to się wszystko zmienia na świecie! Spójrz na podpis pod tym artykułem. Widzisz? Nie ma „10“-ki. Zjawiło się nowe indywiduum — „Bambaju“, by też wam opowiadać o tem, co dostrzeże „na tropie harcerskim“. A z tem „Bambaju“ było tak: Mój zastęp Psów (byłem wtedy zastępowym) starał się pełznąć jaknajciszej. Wiatr szumiał po lesie, zagłuszając niepotrzebny szmer i trzask gałązek, wieczorny zmrok otulał dobroczynną ciemnością ledwo poruszające się sylwetki. I zresztą — nikczemne, tchórzliwe Wrony zachowywały się jak niemądre żółtodzioby; hałas, śmiechy, żarciki głośnemi krzykami wyrywały się z dwóch wronich namiotów, a jedynej warcie znakomicie udawało się naśladować swój zwierzęcy pierwowzór — gawrona.Gdyśmy byli już zaledwie o parę kroków od Wron, szczeknąłem bojowem szczeknięciem; w jednej chwili wojenne wycie mych Psów zagłuszyło rozpaczliwe wrzaski nieroztropnych Wron. Obóz wroga został zdobyty! Wtedy, w triumfie zwycięstwa, rozstawiłem szeroko nogi, wzniosłem zaciśnięte pięści wysoko w górę, a z piersi, dumą rozpieranej, uderzył w drzewa trzykrotny zwycięski hymn. „Bambaju!.. Bambaju!.. Bambaju!..“ I odtąd zostałem „Bambaju“. Niezrozumiałe, tajemnicze „bambaju“ stało się mojem imieniem harcerskiem. Bracie drogi, siostro kochana! Chcę ci coś powiedzieć — i boję się. Boję się, żeby nie wynikła stąd jaka herezja harcerska. Powiem wreszcie — ale pamiętaj: ani mru-mru drużynowemu i drużynowej! Oto jeśli już masz trzeci stopień — to jeszcze niczego nie masz; jeśli masz drugi stopień — to posiadasz niewiele. Dopiero gdy zdobędziesz imię harcerskie, swój własny totem indyjski, wtedy dopiero będziesz w prawie przechadzać się wśród braci harcerskiej jak paw. Ale imię harcerskie, puszczańskie, zdobyć niełatwo, oj, niełatwo. Mnie się jakoś wyjątkowo udało je okupić jednem zwycięstwem. Od ciebie twoi współtowarzysze będą więcej wymagali, będą żądali jakichś wyjątkowych zasług i czynów bohaterskich. Imię trzeba będzie wywalczyć i wypracować. W czasie minionych wakacyj byłem w obozie, w którym na dwudziestu czterech harcerzy zaledwie dwóch dostąpiło tego zaszczytu, że zostało przyjętych do „kręgu synów puszczy“, t. j. otrzymało imiona harcerskie. Stary Miś zdobył swe imię dobrocią i pracą, wielką pracą. Bo Stary Miś, choć miał już włos przyprószony siwizną, był w stałym ruchu, ani chwili nie próżnował, ciągle coś strugał, rąbał, szył, pisał, nosił, majstrował, wszystkim pomagał, dla każdego miał życzliwe słowo. Jego towarzysz, Pogodny Bóbr (zastępowy Bobrów), to uosobienie pogody ducha. Uśmiech nie znikał z ust Bobra w najcięższych opresjach. Druh ten upstrzył wszystkie drzewa naszej „jadalni“ napisami: „uśmiechnij się“, „życie jest piękne“, „pokaż zęby“... Uśmiech Pogodnego Bobra zachęcał do pracy, dodawał wiary w siebie, wprowadzał do obozu jakiś dziwnie przyjemny nastrój. A jaka to była uroczystość, gdy ci dwaj druhowie otrzymywali swe imiona — ho — ho! Ale o tem opowiem za tydzień. Bambaju.