Pierwszy tom "Trylogii Dnia i Nocy" uważam za przyjemną historię z potencjałem. Drugi zaś... przerósł moje oczekiwania!
Kiedy w grę wchodzą trylogie, pada często dość istotne pytanie. Czy chorują one na syndrom drugiego tomu? Z wielką radością mogę powiedzieć, że "Wschodzący Księżyc" na tę przypadłość nie cierpi! Jest lepszy od pierwszej części w niemal każdym aspekcie - rozwój świata, fabuły, a przede wszystkim... postaci! To jak bohaterowie tutaj rozwinęli skrzydła... Jestem zwyczajnie zachwycona! Nimi samymi jak i relacjami jakie zbudowali. Autorka nie tylko pokazała nam głębie pewnych postaci, ich ukryte do tej pory strony, ale także świetnie zarysowała relacje między nimi - co w pierwszym tomie nie było aż tak oczywiste, musieliśmy bardziej uwierzyć na słowo, że ci czy tamci bohaterowie się przyjaźnią. We "Wschodzącym Księżycu" jednak wszystko to widzimy na własne oczy! Widzimy też, jak relacje między tymi bohaterami się rozwijają, bądź w przypadku niektórych powstają od zera. A główny romans? Jest tak uroczy! Naprawdę dawno nie czytałam o tak sympatycznej patrze, było to dla mnie bardzo miłym zróżnicowaniem i sprawiło, że tylko jeszcze bardziej im kibicowałam.
(Jeśli chcecie wiedzieć, kto za to jest moim ulubieńcem, to powiem tylko... Mound 😏 Pyskaty spryciarz, taki jakich lubię 🤭)
Fabularnie również "Wschodzący Księżyc" nie zawodzi! Choć pojawia się w nim parę utartych motywów, to na ogół mają one do siebie jakiś twist, który odróżnia je od innych książek w gatunku. A co cieszyło mnie ogromnie - nie pojawiają się tu żadne dziury fabularne czy nielogiczności! Widać, że autorka wszystko ma przemyślane - nawet kiedy miałam jakieś wątpliwości co do zaistniałej w danym rozdziale sytuacji, maksymalnie kilka stron później wszystko było pięknie wytłumaczone, w naturalny sposób, i nabierało sensu. Jeśli miałabym się czegoś czepiać, to powiedziałabym, że może niektóre problemy zdawały się rozwiązywać zbyt łatwo, ale szczerze? Nie przeszkadzało mi to. Ani trochę. Bo cała reszta była na tak wysokim poziomie, że przyćmiewała to. I myślę też, że lepiej tak, niż gdyby rozwiązania miały być przekombinowane i nie trzymały się kupy, jak wielu autorom się zdarza.
Co więcej mogę wam powiedzieć? Ta książka jest tak przyjemna, tak klimatyczna... Wiem już teraz, że to będzie mój "comfort read" - co w sumie nie jest tak oczywiste, bo nie brakuje w tej książce też mocnych scen.
Gwarantuję wam świetną zabawę. Jeśli lubicie młodzieżówki fantasy z barwnym i ciekawym światem, fantastycznymi bohaterami i niebanalną fabułą... to nie czekajcie ani chwili, zamawiajcie! Czuję się zaszczycona, że mogę patronować "Trylogii Dnia i Nocy", mam nadzieję, że zaufacie mi i sami dacie jej szansę! Bo warto, naprawdę warto, uważam, że jest to seria lepsza niż znaczna część obecnie wydawanych książek! A ja nie rzucam takich słów na wiatr. 😉