Po świetnych "Łasce" i "Wierze" oraz odrobinę słabszej "Pokucie" — najnowsza powieść Anny Kańtoch jest dla mnie pewnym rozczarowaniem.
Niby dostałam dobry kryminał — lekki i dynamiczny, z wciągającą intrygą, ciekawymi postaciami i dość dobrą narracją — i przeczytałam w dwa wieczory, jednak przyznam, że nie spełnił moich oczekiwań względem ulubionej autorki kryminałów.
W "Wiośnie zaginionych" wszystko jest dziwnie pobieżne. Pobieżna jest nieskomplikowana fabuła, pobieżnie zarysowana i niezgłębiona psychologiczna problematyka, także zaznaczone a nierozwinięte wątki oraz nierozbudowane niektóre postaci. Naprawdę więcej spodziewałam się po wątku wnuka z kompleksami, skoro poznałam go z narracji pierwszoosobowej, w oddzielnych rozdziałach, niczym postać równorzędną głównej bohaterce. Niestety nawet w tym przypadku autorka nie ustrzegła się pewnych mielizn, a w krótkiej chwili, jaką tu poświęciła, nie pozwoliła na wystarczające poznanie emocji chłopca, i jego uczuć, nie na tyle, aby wzbudzić moje poruszenie.
Po łebkach poznałam też — jakże ważne w kontekście konsekwencji — problemy małżeńskie córki, czy też motywacje upodobania młodego policjanta do związków z nastoletnimi uczennicami (wspomniany motyw przemocy!), i jeszcze — co najważniejsze — tak naprawdę najsłabiej zinterpretowana została postać główna, kluczowa dla intrygi.
Krótkie, chwilami migotliwe wręcz, rozdziały i podrozdziały miały prawdopodobnie generować dynamikę, jednak przy okazji pogłębiają wrażenie pobieżności, lekceważącego podejścia do kolejnego zagadnienia i sztucznego podkręcania tempa akcji.
Z tego powodu nie obserwujemy słynnego już u Kańtoch budowania napięcia i takiego klimatu jak w "Łasce" czy "Wierze". Tam klimat tajemnicy i niedomówienia pojawiał się na początku i narastał w kolejnych rozdziałach, aż do finalnego zaskoczenia i eksplozji emocji. Tutaj jest spokojne i uporządkowane (łatwe w czytaniu) studiowanie przemyśleń i poczynań głównej bohaterki, a także innych postaci w wątkach pobocznych.
Rozumiem, że powieść kryminalna ma swoje wytyczne i fabularne priorytety, ale wiem, jak świetnie poradziła sobie Kańtoch w poprzednich książkach. W doskonałym stylu wyważyła proporcje między kryminałem a tłem obyczajowym i potrafiła wspomóc intrygę głębszą analizą ukazywanych problemów. A każdy aspekt otrzymał odpowiednią ilość uwagi i zaangażowania.
Pomimo powyższego narzekania książkę polecam za niezmienną lekkość pióra, język i niebanalne pomysły fabularne. Z nadzieją czekam na kolejną część cyklu oraz rozwinięcie i pogłębienie wątków.