W końcu mogę mówić, że znam w pełni twórczość Bartosza Szczygielskiego, a tym samym marudzić, że nigdy nie czułam się po lekturze w pełni usatysfakcjonowiana. Oczywiście doceniam jego styl, pomysłowość i oryginalność, zawsze wspieram podążanie własną pisarską drogą, nie znaczy to jednak, że wszystko musi się mi podobać. Ale to spotkanie przebiegło naprawdę dobrze.
"Winni jesteśmy wszyscy" nie jest powieścią typową, nie da się jej zamknąć w gatunkowych ramach, co jest dość oczywiste skoro napisał ją Bartosz Szczygielski, ale mam wrażenie, że nawet jak na niego jest wyjątkowa. Mamy tutaj proces dochodzenia do prawdy osnuty nieco onirycznym klimatem pełnym egzystencjalnych rozważań. To ten typ książki, który można czytać wielokrotnie, bo za każdy razem coś się w niej odkryje.
Już na samym początku mamy ciekawie zaburzoną perspektywę czasową, a im dalej w fabułę, tym więcej niewiadomych. Nic nie jest takie, jakie się wydaje, a przyczyn obecnego stanu rzeczy należy uporczywie szukać po niewyraźnych śladach prowadzących w niespodziewanym kierunku. A najlepsze jest to, że nie było to wcale tak, że przy zakończeniu nagle zrzucona została bomba, ta powieść to swoiste pole minowe, na którym nie ma niewypałów. Każdy wybuch jest inny, mniej lub bardziej spektakularny, ale żaden nie pozostaje bez echa.
Główny bohater jest nieco irytujący, jednocześnie zadufany w sobie i kompletnie nieporadny, wręcz chciałoby się nic potrząsnąć i nakazać choć minimalne ogarnięcie się. Nie brakuje mu jednak zaangażowania i determinacji, dzięki temu mozolnie brnie w kierunku prawdy, którą czytelnik odkrywa wraz z nim, niczego nie wiemy wcześniej, więc i w nas wszystko uderza, przez co możemy konfrontować własne odczucia z tym, co przeżywa Konrad. Zabrakło mi jedynie jego reakcji na to, co zostało ujawnione w zakończeniu, bo dla mnie było naprawdę druzgocące.
"Winni jesteśmy wszyscy" to książka, którą trzeba poczuć, więc jeśli od pierwszych stron nie zaiskrzy, warto odłożyć lekturę w czasie i wrócić do niej w innym nastroju, by docenić to, co Bartosz Szczygielski przemycił między wierszami. Nie jest to tak doskonała powieść jak "Krok trzeci", ale było blisko.
Moje 8/10.