Był koniec sierpnia 1955 roku. Park Sołaeki. Ryszard Danecki i ja idziemy niedbale nad jezioro Rusałka, żeby sobie popływać. Idziemy niedbale, to znaczy boso. Związaliśmy sznurowadła pepegów i teraz te płólniaki zamiast parzyć stopy, dyndają wokół ramion. Opływamy dookoła jezioro i przed drugą rundą odpoczywamy na trawiastym brzegu. Ryszard opowiada o konstruktywistach rosyjskich i zdaje się zafascynowany swoim moskiewskim nauczycielem Ilją Selwinskim. Ja opowiadam o swojej fascynacji polskim futuryzmem, zwłaszcza Aleksandrem Watem, czeskim poetyzmem, zwłaszcza Vitezslavem Nezvalem, włoskimi manifestami Marinettiego...