Istnieją takie książki, które rozdzierają serce i pozostawiają z wielkim poczuciem smutku, ale też nadziei, że życie, mimo okoliczności, może być pięknie przeżyte.
"Wenecki szkicownik" 📔 od Rhys Bowen to opowieść, w której przeszłość spotyka się z teraźniejszością. Historia Juliet z historią Caroline, jej ciotecznej wnuczki.
Juliet po raz pierwszy odwiedziła Wenecję w 1928 r., gdy w osiemnaste urodziny zabiera ją tam w prezencie ciotka. To właśnie wtedy Juliet poznała Leo, który stał się miłością jej życia. Kobieta wraca do Włoch ponownie rok później, a następnie dopiero w 1939 r. Jednak pochodzenie Leo, jego arystokratyczne korzenie, sprawia, że tych dwoje nigdy nie może być razem. A mimo to kochają się uparcie, przeciwko światu i przeciwko wojnie, która powoduje, że ich państwa - Włochy i Anglia - stają się zaciętymi wrogami.
Caroline nie ma szczęścia. W 2001 jej synek wyjeżdża w odwiedziny do eks męża do Nowego Jorku. Właśnie wtedy, gdy dochodzi do zamachu na WTC, ją i jej synka dzielą tysiące kilometrów oraz butny ojciec, który prawdopodobnie nie chce oddać Teddy'ego matce.
Kiedy Juliet na łożu śmierci przekazuje Caroline tajemnicze pudełko i każe jechać do Wenecji, wszystko się zmienia. Caroline, mimo początkowych oporów, jedzie do miasta, które jej ciotka niegdyś ukochała całym sercem 🎭
Jesteśmy w dziwnym czasie. Za naszymi granicami Ukraińcy dzielnie walczą z rosyjskim okupantem. Bardzo chciałam przeczytać tę książ...