Jedzie sobie nocny pociąg do Warszawy. No więc jedzie nocny pociąg do Warszawy. Śpią pasażerowie w kuszetkach, śpią dzieci w swoich łóżeczkach, nie śpi maszynista, jelenie i ty czytelniku. I już.
Sednem książki było jechanie, kiedy świat śpi; pociągało to czarowny obraz świateł poruszających się w rozległych ciemnościach. Bycie wewnątrz pociągu, w kręgu lampki, gdy na zewnątrz mrok i gdy dopada nas rozkoszny smutek mijania miejsc. Po wtóre, jakby powiedział profesor Czapliński, podróżujemy we śnie, poza granicami ciała. Książka mówi: jesteś dzieckiem we własnym łóżku, a jednocześnie spoglądasz na jadący pociąg z perspektywy księżyca. Zabawę perspektywą z tekstu w lot chwycił Boratyński. Pociąg na okładce nadjeżdża z głębi lasu - z oddali tworzonej przez linie perspektywy zbieżnej, a w którymś momencie stoimy z maszynistą w kabinie i znów widzimy zbieganie się torów na horyzoncie. Jesteśmy nad, jesteśmy obok, jesteśmy w. Wszystko się stapia, przenika, rozmywa, ziemia przykrywa dziecko jak kołdra, nieokreślone postaci pojawiają się i wędrują przez kartki.
Sednem książki było jechanie, kiedy świat śpi; pociągało to czarowny obraz świateł poruszających się w rozległych ciemnościach. Bycie wewnątrz pociągu, w kręgu lampki, gdy na zewnątrz mrok i gdy dopada nas rozkoszny smutek mijania miejsc. Po wtóre, jakby powiedział profesor Czapliński, podróżujemy we śnie, poza granicami ciała. Książka mówi: jesteś dzieckiem we własnym łóżku, a jednocześnie spoglądasz na jadący pociąg z perspektywy księżyca. Zabawę perspektywą z tekstu w lot chwycił Boratyński. Pociąg na okładce nadjeżdża z głębi lasu - z oddali tworzonej przez linie perspektywy zbieżnej, a w którymś momencie stoimy z maszynistą w kabinie i znów widzimy zbieganie się torów na horyzoncie. Jesteśmy nad, jesteśmy obok, jesteśmy w. Wszystko się stapia, przenika, rozmywa, ziemia przykrywa dziecko jak kołdra, nieokreślone postaci pojawiają się i wędrują przez kartki.