Po ucieczce przed mobbingiem w poprzednim miejscu pracy Florka Kuna zatrudnia się w małej lecznicy weterynaryjnej. Tu wprawdzie nikt jej już nie prześladuje, ale za to czekają ją takie wyzwania jak nieumarła szefowa, współpracownik – faun i zwierzęta wyjęte wprost z kart baśni.
Miałam tylko zerknąć, zdołowana dość ciężką tematyką poprzedniej lektury i zarwałam pół nocy. Kto polubił „Zapiski ze zwierzyńca” albo „Wszystkie stworzenia duże i małe” a jest fanem fantastyki, ten nie będzie mógł oderwać się od „Necroveta”. Joanna Gajzler stworzyła całkiem barwną gromadę bohaterów i to nie tylko tych pierwszoplanowych, ludzkich lub prawie ludzkich. Zwierzęta zapełniające karty tej powieści to sama poezja: od nieumarłęj szczurzycy aż po magicznego jednorożca. Niezwykłość tej fauny nie wyklucza występowania codziennych problemów, bo przecież nawet jednorożcowi trzeba zrobić wkłucie, mantykorze wyczyścić zęby a wiwernie zbadać kupę. Tak, takie zabiegi są też w tej książce opisane, bo autorka jest technikiem weterynarii i doskonale wie o czym pisze, co da się od razu zauważyć czytając o doskonale znanych jej zapewne procedurach. Oczywiście można się przyczepić, że może styl wymaga dopracowania, akcja nie galopuje na łeb i szyję, a doktor Iza Pokot mogłaby być trochę mniej… sztywna, ale mnie urzekła opowieść o tej niewielkiej klinice weterynaryjno-nekromantycznej i już zabieram się do drugiego tomu.
Opinia powstała w ramach akcji recenzenckiej wydawnictwa SQN.