W swoich książkach Wilson nigdy nie bała się trudnych tematów. Jeśli rodzina, to zawsze w jakimś sensie dysfunkcyjna. A jeśli przyjaźń, to z mniejszymi lub większymi przeszkodami. Podobnie z miłością. Ale nigdy wcześniej nie podejmowała się tematyki niepełnosprawności.
Ta króciutka powieść na początku nie zdradza swojego kalibru. Zaczyna się dość niewinnie. Pięć przyjaciółek w wieku wczesnoszkolnym rozmawia o swoich przyjęciach urodzinowych. Ale w następnym rozdziale dostałam totalnym obuchem w głowę. Moment, w którym dowiadujemy się, że siostra Daisy, Lily, ma utrudnione niemal wszystkie funkcje życiowe, jest bardzo... no, daje popalić. Dziewczynka boi się zaprosić koleżanki do siebie, bo nie chce, żeby wyśmiewały się z Lily. No, wszystkie może by się nie śmiały. Ale wśród nich jest taka jedna totalnie toksyczna mean girl, która na pewno by się tak zachowała.
Mowa o bardzo młodych dziewczynach, które nie mają więcej niż dziesięć lat. Już trochę nie pamiętam w jakich kategoriach wtedy myślałam, ale sposób narracji, język i problemy "międzykoleżankowe" brzmią bardzo znajomo. Pamiętam, że w klasach 4-6 takiej jednej wredocie bardzo zależało, żeby mi zabrać najlepszą przyjaciółkę i nas ze sobą skłócić. Takie osoby niestety nie są wyssane z książek, a istnieją naprawdę... W tych latach, a nawet trochę wcześniej, wyżej wspomniane koleżeńskie problemy były w trybie zaawansowanym - cały czas coś się działo. Jak nie z tą, to z inną.
Jacqueline Wilson j...