🎀Recenzja🎀
Pióro autorki poznałam dzięki serii Kaci Hadesa. To nie ja kochanie nie było słodką historią, i to samo tyczy się poranionych dusz Raze i Reap. To są ciężkie książki i poruszają dosyć wrażliwe tematy i brutalne. A jeśli chodzi o Tysiąc pocałunków to nie wiem jak mam to skomentować. Brak mi słów. Nie jestem w stanie nawet określić czy ten wpis będzie krótki czy długi. Mam nadzieje, że mi to wybaczycie. Jeszcze na początku dodam, że okładka idealnie oddaje treść książki.
Ale zacznijmy od początku...Historia dotyczy dwojga młodych ludzi, którzy stali się najlepszymi przyjaciółmi. Z biegiem lat wydaje się, że są sobie przeznaczeni. Aż nagle, gdy mają po piętnaście lat ich życia diametralnie się zmienia i zarówno oni jak ja miałam złamane serce. Gdy przeskakujemy dwa lata wszystko jest inne...
Poppy i Rune w wieku siedemnastu lat są inni. Złamani. Gdy ponownie stają na swojej drodze jedna tajemnica może zmienić wszystko. Poznają się na nowo i zakochują ponownie. W zasadzie ich uczucie tak naprawdę zwyczajnie ożywa. Każda chwila z nimi mnie bolała. Tam było tyle emocji, że w pewnym momencie nie mogłam sobie poradzić. Wszystko było takie głębokie i mocne. Intensywne. Jak na swój wiek są wszystkiego świadomi i dojrzali. Tillie Cole pokazała piękną miłością i cudowne uczucie. Opisała to w taki sposób...cudowny. Serce nie raz mi się rozdzierało, przepełniał mnie smutek. Owszem były momenty, że fabuła trochę mi się dłużyła, ale od 321 strony...nie potrafię tego określić. Zapamiętajcie te liczbę.
To jak autorka wykreowała Rune’a i Poppy...rany...to jacy oni dla siebie byli...jak się angażowali i zbierali wspomnienia...Tysiąc pocałunków jest piękną i cudowną historią i mogłabym wypisać jeszcze kilkanaście synonimów. To nie jest typowy romans, owszem jest słodko, ale nie do przesady, bo zwyczajnie tak miało być. Ja polecam, bezapelacyjnie możecie spodziewać chwil pełnych wzruszeń.
Dziękuje za egzemplarz
@wydawnictwohype @wydawnictwofilia9/10