Ta półka w moim domu jest niewielka, wręcz powiedziałabym, że uboga. Stoją na niej dumnie egzemplarze książek, które złamały mi serce, skutecznie pokiereszowały duszę, trafiły tak głęboko, że nie będę w stanie o nich zapomnieć. To takie książki, przy których łzy wzruszenia ale i niezgody na koleje losu bohaterów, lały się strumieniami i za nic miałam tłumaczenie, że to tylko literacka fikcja. I właśnie tam trafi "Tysiąc pocałunków". Pozycja wyjątkowa na co najmniej tysiąc sposobów. Książka, którą czytałam 'na raty', bowiem najzwyczajniej w świecie ładunek emocjonalny, który ze sobą niesie mnie przerósł. A takich pozycji naprawdę jest niewiele, można je policzyć na palcach jednej ręki. Lecz właśnie dla takich powieści warto czytać, warto odpływać w inny świat i warto angażować w nie swoje emocje. Nieprzeciętna, unikatowa i rewelacyjnie napisana od początku do końca- to kolejna perełka od Tillie Cole.
Poppy kocha muzykę, życie i wyprawy. Gra na wiolonczeli i wtedy znajduje się poza światem rzeczywistym. Uwielbia nosić białą kokardę we włosach, niezależnie od tego co sądzą o tym jej rówieśnicy. Nie zważa na opinie ludzi ze szkoły i nie utrzymuje z nimi większych kontaktów, nie należy do osób popularnych. Ma zaufane dwie przyjaciółki, na których towarzystwo i rozmowę zawsze może liczyć oraz Rune'a, swojego niezastąpionego Wikinga od 5 roku życia. To z nim spędza większość czasu, bowiem tylko on jest w stanie ją w pełni zrozumieć. Poppy jest jedyna w swoim rodzaju, nikt nie potrafi cieszyć się z tak niewielkich darów od życia jak ona. Wschody słońca, kwitnące drzewa, promienie światła na twarzy, ulubiona piosenka- we wszystkim znajduje powód do radości i wdzięczności. Duży wpływ na jej życie miała babcia i to ona zaszczepiła w niej miłość do przygód oraz kwiatów wiśni. Ostatnią pamiątką po niej jest słój pełen pustych serc, na których mają zostać uwiecznione wyjątkowe pocałunki, których doświadczyła dziewczyna w swoim życiu. Nie ma lepszego kandydata do tego zadania niż jej odwieczny przyjaciel.
Rune przyjechał wraz z rodziną z Norwegii. Niespotykany akcent oraz uroda sprawiają, że nie pozostaje niezauważony, zwłaszcza wśród damskiej części szkoły. On jednak od zawsze widział tylko Poppy. Tajemniczy, odrobinę wycofany, jego prawdziwe oblicze zna tylko ona, a być może po prostu tylko dla niej zarezerwowana jest łagodniejsza wersja chłopaka. Rune kocha fotografię, a aparat jest nieodłączną częścią jego wyposażenia każdego dnia. Ma w sobie mroczne cząstki, które skutecznie są powstrzymywane przez światło, jakim emanuje Poppy. Zdaje mu się, że tak będzie już zawsze, przecież tak sobie obiecywali. Rune i Poppy po wsze czasy. Na wieki wieków. Jednak w życiu nic nie jest pewne i ten młody Norweg niebawem się o tym przekona.
"Tysiąc pocałunków" to książka, którą będę polecać każdemu, bez względu na wiek, płeć i zainteresowania czytelnicze. Niesie ze sobą tak szalenie ważny przekaz o tym, by czerpać z życia pełnymi garściami, doceniać nawet najmniejsze elementy dnia, która wywołują nasz uśmiech, żyć tu i teraz bez oczekiwania na jutro, bez odkładania planów na bliżej nieokreślone kiedyś. To pozycja w całej swej rozciągłości niezwykła i zasługująca na zauważenie, docenienie ale i wzięcie sobie jej do serca. Choć mamy tu do czynienia z miłością młodych osób, które teoretycznie dopiero powinny smakować życia, nawet na chwilę nie wątpimy w siłę uczucia, jakie ich łączy. To miłość tak niesamowita, tak ujmująca na każdym kroku, pełna ogromu czułości i troski, wręcz bolesna a z drugiej strony jakby nie z tego świata. Wspólne drobiazgi łączące Rune`a i Poppy, które rozumieją tylko oni, są dopełnieniem ich uczucia. Znają się na wylot, nie potrzebują słów by wiedzieć co drugiej osobie gra w duszy, a do tego wspierają się w sposób ponadprzeciętny i zdumiewający. Pomysł z napełnianiem słoika to wisienka na torcie tej historii. Wielokrotnie, wraz z Poppy, moje serce niemal wyrwało mi się z piersi. I choć serca z poświatą księżyca i uśmiechy z promieniami słońca stanowią tu motyw przewodni zachęcający do cieszenia się każdym dniem, to dla mnie osobiście ta książka ma też szalenie smutny wydźwięk. Ta historia sprawia, że łzy leją się strumieniami i nie da się nad tym zapanować, ona wyzwala w czytelniku tak ogromne emocje, że nie da się tego oddać, to trzeba przeżyć na własnej skórze. Do tego każdy niuans tej opowieści jest dopracowany do perfekcji, co jedynie zwiększa wrażenia z lektury. Ogromnie ją Wam polecam, to absolutny must-read, jedyne o czym należy pamiętać przy rozpoczęciu tej przygody z Poppy i Rune`m to zapas chusteczek.