\"Istnieje mit pisarza wyklętego, natchnionego wariata, który składa swoje życie na ołtarzu sztuki, wyrzekając się siebie w imię dzieła. Są tacy pisarze, którzy uważają, że cierpienie wymaga pielęgnacji, że trzeba być samotnym i zbolałym, żeby pisać. Niektórzy sądzą, że mają dar, który należy szlifować - to dar wizji i szaleństwa. Takim pisarzem chciał zostać Wiktor, bohater Travesti, to na poły bildungsroman, na poły preparat surrealistyczny, do cna wykorzystujący tkankę snu i widzenia. Oba światy przeplatają się nieustannie, a owa dychotomia przenosi się na Wiktora, który o krok od schizofrenii balansuje niezdarnie na granicy ciała i ducha, raz po raz ulegając to jednej, to drugiej stronie. Świat realny w Travesti dzieje się głównie na młodzieżowym obozie szkolnym. Mamy tu przepisowy sztafaż: dyskotekową muzykę, zieloną noc, wachlarz dowcipów z pastą do zębów w tle, szalejące hormony, inicjację, pragnienia, brawurę. Wiktorowi wsłuchanemu na leżance w zwiastuny wizji i istotę świata - coraz trudniej opierać się tej przerażająco zwierzęcej rzeczywistości. I kiedy wreszcie dochodzi do konsumpcji, Wiktor nabiera przekonania, że paroksyzm ograbił go \"\"nie tylko z zawartości kanałów nasiennych, ale także ze wszystkich wnętrzności jego ciała, rozpuszczonych w szarej, jednorodnej żelatynie\"\". Był przygnębiony, skończony, w potrzasku: zdradził chłopca sprzed siedemnastu lat, mansardę, ruiny, poezję. Cărtărescu opisuje te pisarskie marzenia ciepło i z uśmiechem, w końcu zna to z autopsji! I ta sympatia do głównego bohatera nam się udziela. Ale autor bywa też poważny, w końcu gra toczy się o życie, a świat nieokiełznanych, straszliwych wizji wydaje się równie realny, co sprośne żarty kolegów z pokoju. Który świat wygra wojnę o duszę Wiktora? Czy ciało upomni się o niego w odpowiednim momencie? Czy wizja wchłonie go i będzie nim zarządzać według sobie tylko znanych chimerycznych prawideł? Odpowiedzi na te pytania znajdują się tuż tuż, w perwersyjnej językowo nawiedzonej powieści Travesti.\"