Dzisiaj zapraszam Was na „Toń”, czyli drugi tom „Cyklu Wrocławskiego” pióra Pani Marty Kisiel, którą miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości Wydawnictwa Mięta.
Po przeczytaniu „Nomen omen” nie mogłam się doczekać, gdy będę już mogła usiąść i zacząć czytać „Toń”. Cieszę się, że moją przygodę z tym cyklem zaczęłam właśnie od pierwszego tomu, mimo że wydarzenia zawarte w „Toni” dzieją się przed nim. Jednak wiem, że odbiór tej historii bez znajomości „Nomen omen” byłby zupełnie inny.
W „Nomen omen” mieliśmy okazję poznać bliżej siostry Bolesne. W „Toni” zaś pojawia się głównie Matylda i to raczej jako postać drugoplanowa. Czy historia na tym straciła? Nie. Jednak ta część jest trudniejsza. Jest w niej mniej humoru i jest po prostu „cięższa”. Za to możemy znowu się przekonać jak Autorka po mistrzowsku łączy wątek fantastyczny z tym obyczajowym i kryminalnym.
W tym tomie poznajemy Panie Stern: Ciotkę Klarę oraz siostry: Eleonorę oraz Dżusi. Jednak nie jest to zwyczajna rodzina. Po zaginięciu rodziców Eleonory i Dżusi, 8 lat starsza od nich Klara musi się nimi zaopiekować i zrobi wszystko by utrzymać ich razem. Dziecko wychowuje dzieci i udaje jej się to tylko dzięki pomocy swojej wychowawczyni – nauczycielki łaciny. Jednak relacja Panien Stern są trudne, problemy i żale się spiętrzają, a gdy po latach w ich mieszkaniu pojawia się tajemniczy antykwariusz Ramzes, kobiety będą zmuszone zanurkować w przeszłość by odkryć tajemnice swojej rodziny.
Ta historia wciąga od pierwszych zdań. Strony przewracają się z jednej na drugą, by na koniec czuć niedosyt i chcieć jeszcze więcej.
Początkowo było mi trudno polubić Panie Stern, jednak jak z każdą stroną odkrywałam ich historie było mi coraz trudniej ich nie lubić. Każda inna, jednak mają jedną wspólną cechę: każda z nich jest niezwyczajna. Kim są będziecie musieli odkryć czytając „Toń” .
Ja jestem kolejny raz pod wielkim wrażeniem. Autorka ma dar opowiadania. Czytając oba tomy czułam się jakbym była tam z bohaterami. Bohaterami, którzy są niesamowicie ciekawi i charakterni. Również z tym jednym cichym bohaterem, którym jest Wrocław. W tej części znowu przenosimy się momentami do 1945 roku. Historia opowiedziana przez Panią Martę jest pełna bólu i tragedii. Tych mniejszych i większych. Może piszę oczywistości, ale to co przeszło to miasto i jego mieszkańcy napawa nostalgią i smutkiem. To właśnie historia samego Wrocławia niesamowicie mnie poruszyła. Myślę, że kiedy następnym razem zawitam do tego miasta spojrzę na niego zupełnie inaczej. Zatrzymam się i pomyślę o tym, co przeminęło, co zostało bezpowrotnie stracone.