Jak co roku musiałam sięgnąć w sezonie jesiennym po jakieś książki z typowo jesiennymi okładkami. I właśnie ta wpadła mi w oko jako jedna z takich jesieniarskich okładek. Co prawda fabuła niewiele ma wspólnego z klimatem jesiennym, ale zupełnie to tej książce nie zaszkodziło i nie rozczarowało mnie.
Główni bohaterowie to komicy/standupowcy - jak kto woli. Nie ukrywam, że jestem fanką stand upu zarówno tego naszego rodzimego, jak i zagranicznego. Mam swoich ulubieńców, lubię sobie czasem puścić cały występ albo ulubione fragmenty. Odmóżdżyć się, pośmiać, rozweselić - zwłaszcza gdy humor nie dopisuje, a za oknem szarówa. Zawsze pomagają 😉
W książce nie mamy za wiele scen typowo standupowych, ale w sumie po przeczytaniu stwierdzam, że wcale nie byłyby potrzebne. Farley jest tak barwną, energiczną i głośną osobą, pełną humoru i pozytywnego podejścia do życia, chociaż za tą fasadą skrywają się też głębsze uczucia i obawy. Meyer jest dość sztywny i nieco zrzędliwy, ale to tylko początkowe wrażenia. Im bardziej zagłębiamy się w książkę zdajemy sobie sprawę jak wspaniałym jest facetem - opiekuńczym, uroczym, oddanym, a do tego wisienką na torcie jest fakt, że jest niezastąpionym ojcem dla głuchoniemej Hazel. A postać tej dziewczynki to też złoto - wprowadza dodatkową dawkę humoru, ale i dojrzałości, do tej i tak przepełnionej humorem powieści.
Autorka miała bardzo ciekawy pomysł, którego jeszcze nie spotkałam do tej pory w przeczytanych przeze mnie książkach - mianowicie pokazała pracę komika zza kulis. Był to dodatkowy smaczek tej powieści oprócz uroczego romansu. Dewitt pokazuje nam, że praca standupera to nie jest jeden wielki fun, ale zmagają się oni, tak jak każdy z nas z wieloma obawami i problemami. Nie zawsze wychodzą na scenę z przytupem pewni swojego programu. Często nie są do końca pewni czy ich żarty trafią do publiki, czy zostaną odpowiednio zrozumiane, a także z jakimi reakcjami mogą się spotkać tuż po występie - nie zawsze pozytywnymi.
Muszę przyznać, że fabuła mnie zaskoczyła nie tylko pod względem umiejscowienia bohaterów w świecie stand upu, ale także ze względu na to, że nie jest to typowy romans z motywem slow burn oraz różnicy wieku. To naprawdę dojrzała historia miłosna ukazująca dwoje ludzi, na różnych etapach życia, zarówno prywatnego jak i zawodowego. Żadne z nich nie działa pod wpływem chwili i emocji. Obydwoje podchodzą bardzo dojrzale do swoich uczuć i podejmowanych decyzji. I chociaż na początku książki okazuje się, że będą oni udawać związek - jeden z bardzo typowych motywów w romansach - to jednak nie mamy co spodziewać się emocjonalnego rollercoastera. Tych dwoje naprawdę wie czego chcą od życia. Zbudowali silne więzi przyjaźni i jest to dla nich bardzo ważne. Za żadne skarby nie chcą tego zniszczyć. Stawiają powolne kroczki, budując nową relację na fundamentach przyjaźni. Autorka doskonale ukazała jak ważne w związkach są właśnie te fundamenty, które są silnie stabilne, budowane powoli i z rozwagą.
Dawno nie czytałam książki, która z taką rozwagą opisywała by rodzące się uczucia i romans, jednocześnie z taką dawką humoru. Naprawdę trafił do mnie styl autorki, pokochałam bohaterów tej książki i ciężko było mi się z nimi rozstawać. Według mnie idealna lektura na zimne, szare, jesienne wieczory.