SQN umie w reklamę. Gdybym zobaczyła okładkę, pomyślałabym, że wygląda bardzo ciekawie, ale się zastanowię. Po spojrzeniu na autora zawahałabym się zdecydowanie, bo jakoś z Kłamcą było mi nie po drodze, więc przekonania do niego nie mam. Ale dostałam informację o nowości wraz z możliwością przeczytania kilku pierwszych stron - ano właśnie, umieją zachęcić.
Narracja jest pierwszoosobowa, przemawia do nas Swietka, twierdząc, że to rodzaj terapii - objaśnianie wydarzeń nieistniejącym widzom. Swietka ma ostry język, bardzo oryginalne podejście do wszystkiego, ale jest lojalną przyjaciółką Wojtka, dla którego dała się nawet przebrać w suknię panny młodej. Bo zaczyna się od ślubu, ale zaczyna z takim przytupem, że słynne trzęsienie ziemi Hitchcocka wysiada, a potem zgodnie z jego teorią dzieje się coraz bardziej. Momentami podejście bohaterki jest... jak by to ująć... nieszablonowe, co może u czytelnika wywołać rozmaite odruchy (wszystko zależy od indywidualnej odporności), ale na szczęście autor nie epatuje makabrą, bo tego bym nie zdzierżyła. Swietka wraz z Wojtkiem i innymi ma do czynienia z dżinami, prastarym demonem oraz własną rodziną z piekła rodem, akcja toczy się wartko, a jak tylko czytelnik się zawiesi, to zaraz mu Swietka wytłumaczy w prostych i konkretnych słowach - o co tu właściwie kaman. O ile sama wie, bo dość często nie wie i improwizuje, co miewa dodatkowe efekty.
Muszę powiedzieć, że przeczytało mi się błyskawicznie, Jakub Ćwiek pisać umie barwnie i narrację prowadzi doskonale, pomysł ogromnie mi się podobał i liczę na to, że jeszcze się ze Swietką spotkam.