Zaskoczyła mnie ta opowieść. Spodziewałam się nostalgicznej historii, o stracie, procesie żałoby i godzeniu się z tym co nieuchronne. W życiu nie wpadłabym na to, że pod tą tajemniczą okładką i opisie zaserwowanym przez wydawcę kryje się tak genialnie napisany, gęsty od emocji kryminał, i to nie z jednym, nie z dwoma, ale nawet i trzema dnami, a każde z nich tylko potwierdza stare dobre powiedzenie, że każdy z nas nosi maski i nie zawsze jest tym, za kogo się podaje, a jego serce i dusza skrywa najciemniejsze tajemnice. Jest to także opowieść poszukiwaniu nawet najgorszej prawdy i jej nazwaniu, o oddzielaniu jej od mnóstwa kłamstw i niedopowiedzeń.
Opowieść zaczyna się od kluczy i psa, dziedziczonych po śmierci dziadka. Pies jest niechciany i nikomu nie potrzebny, klucze nic nikomu nie mówią, rodzina nabiera wody w usta... a dalej, dalej atmosfera się tylko zagęszcza, staje się coraz bardziej napięta i powoduje, że nie sposób odłożyć książki przed zakończeniem lektury, chęć poznania coraz mroczniejszych tajemnic, próba ich zrozumienia, a nawet pewnego rodzaju rozgrzeszenia sprawiła, że spędziłam z tą książkę cały wieczór i zarwałam pół nocy.
Nie będę spamować streszczeniami fabuły, bo opis wydawcy wbrew pozorom naprawdę sporo zdradza, ale napiszę, że autor w tej wielowątkowej powieści zaserwował mi istny emocjonalny rollercoaster i prawdziwą jazdę bez trzymanki.
Książka niesamowicie wciąga, napięcie zbudowane zostało po mistrzowsku. Powoli, ale sukcesywnie zd...