Po każdą kolejną książkę pani Joanny Parasiewicz sięgam z wielkim oczekiwaniem i zaciekawieniem i zawsze jestem w pełni usatysfakcjonowana. Jej książki są napisane piękną polszczyzną, każde zdanie jest wycyzelowane. Nie ma zbędnych opisów, dłużyzn, każda fraza jest przemyślana i potrzebna, tworzy swoisty obraz. Ten oszczędny styl zmusza czytelnika do przemyśleń na temat historii, którą przeczytał. Autorka znakomicie oddaje klimat czasów, w których umieszcza akcję powieści. Jej bohaterowie są żywi i realni, dobrze wykreowani psychologicznie. Prawdziwi.
Mamy troje bohaterów: młodą, utalentowaną żydowską baletnicę Malkę vel Lulu, utalentowaną niemiecką pływaczkę Ingrid Stern – czystą krew aryjską, jak mawiała moja babcia – oraz młodego, inteligentnego i wrażliwego mężczyznę Franka Raubera, wychowanego w ideologii nazistowskiej, żołnierza SS. Ich losy splatają się, łączą ich rozmaite więzi i pożądanie oraz miłość. A czasy są coraz bardziej niebezpieczne – lata 30 to rozkwit nazizmu w Niemczech, dla jednych to czas upokorzeń i niebezpieczeństw, dla innych czas rozwoju i prosperity.
Przeszłość bohaterów pokazana została w retrospekcjach. To pozwala zrozumieć, co i jak ich ukształtowało i doprowadziło do obecnego miejsca w świecie.
Od książki nie sposób się oderwać, akcja jest burzliwa i nieoczekiwana. Bałam się zakończenia… znając historię, wiedziałam co może się zdarzyć.
Powieść wyjątkowo aktualna...