Po pierwszym spotkaniu z autorką, pod koniec zeszłego roku, byłam oczarowana, a „Zabiorę Cię do domu” trafiło do mojej top 10.
Po lekturze tej książki mogę śmiało powiedzieć, że zakochałam się w jej piórze, a autorka oficjalnie trafia na listę moich ulubienic. Posłuchajcie, jakie to jest dobre!
Każdy z nas był kiedyś na zakręcie życiowym lub zna kogoś, kto przez to przechodził. Liliana właśnie się rozwiodła. Już samo to byłoby trudne, ale sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana – jej były mąż spodziewa się dziecka z kochanką, podczas gdy ona sama nie może mieć dzieci.
W dodatku jej niedojrzała matka, zamiast wspierać, dokłada jej zmartwień, bo od zawsze musi być w centrum uwagi, skupiona wyłącznie na sobie.
Liliana spontanicznie postanawia rzucić wszystko i, podążając za głosem serca, wyrusza w Bieszczady. Jak wiadomo, wielu przed nią właśnie tam próbowało uleczyć swoje potrzaskane serce.
Postanawia odkryć, czego naprawdę chce, i zacząć żyć na własnych warunkach, bez wyrzutów sumienia, że nie spełnia oczekiwań matki. To najlepsza decyzja w jej życiu. Buduje nowe życie w chacie z duszą (cudowne opisy domu sprawiały, że niemal czułam zapach drewna i słyszałam wiatr poruszający firanki) oraz podejmuje pracę w lokalnej szkole. Co się stanie, gdy na jej drodze pojawi się przystojny stolarz-artysta?
Piotr również jest życiowym rozbitkiem – dawno przestał wierzyć w miłość. Przyciąganie między nimi jest niemal namacalne. Tylko czy potrafią jeszcze zaufać? Pozbyć się kompleksów i otworzyć na drugiego człowieka? Czy uwierzą, że zasługują na miłość i mogą ją jeszcze odnaleźć?
Ależ to było dobre! Cudowi, prawdziwi, dojrzali bohaterowie. Autorka pięknie pokazuje, że każdy zasługuje na drugą szansę. To życiowa opowieść o sile i odwadze kobiet, o naszej mądrości i determinacji.
No i Bieszczady i ich piękno namalowane słowem, w tle.
Genialna obyczajówka z nieoczywistym romansem w tle. Pani Katarzyna powoli buduje napięcie między bohaterami, niespieszna akcja sprawia, że czujecie się komfortowo, jedyne czego potrzebujecie do pełnie szczęścia, to miękki koc i kubek ulubionej herbaty.
Bardzo polecam!
P.S. Nie czytajcie na głodniaka. Opisy pyszności i przepisy na koniec każdego rozdziału grożą ślinotokiem 😉