„Tajnego Pielgrzyma” chciałam przeczytać ze względu na jego autora, którego biografia bardzo mnie zainteresowała.
John le Carré, właśc. David John Moore Cornwell w latach 1959-1964 był pracownikiem brytyjskiej służby zagranicznej; pracował w Bonn i Hamburgu. Podwójny agent Kim Philby zdemaskował go jako funkcjonariusza MI6.
Swoją pierwszą powieść napisał w 1961. Jego książki utrzymane są w klimacie szpiegowskim i nie stronią od wątków autobiograficznych. I właśnie ze względu na te wątki bardzo chciałam zapoznać się z jego twórczością. Nie wiedziałam tylko, że „Tajny Pielgrzym” to ósma z kolei część cyklu „Smiley”. Czy przeszkodziło mi to w lekturze? Ani trochę. Może dlatego, że książka to głównie retrospekcje z życia głównego bohatera, agenta Neda, który po zakończeniu Zimnej Wojny zajmuje się szkoleniem młodych adeptów brytyjskiego wywiadu.
Ned zaprasza dawnego mentora, George’a Smileya, by ten opowiedział studentom prawdę o życiu agenta. I to właśnie przywołuje wspomnienia Neda z czasów jego agentury.
Jeżeli spodziewacie się typowo szpiegowskiej akcji typu zabili go i uciekł, to się zawiedziecie. Tu właściwie nie ma akcji. Jest po prostu prawda o pracy agenta, która czasami może być niebezpieczna, żmudna, pełna wyzwań, a czasami nudna, pełna papierkowej roboty i grzebania w archiwach.
Ja byłam lekturą usatysfakcjonowana. Dla ciekawych życia i pracy brytyjskich agentów bę...