Jak dobrze wiecie, psy to moje ulubione zwierzaki. To powoduje, że bardzo chętnie sięgam po literaturę, w której te zwierzęta grają pierwsze skrzypce. Po pozycjach W. Bruce Camerona, przyszedł czas na spojrzenie przez innego autora na świat psimi oczami.
Enzo to pies, który głęboko wierzy w to, że w kolejnym wcieleniu stanie się człowiekiem, dlatego stara się wnikliwie obserwować otaczający go świat. Jego właściciel Denny, jest dobrym ojcem, mężem i przyjacielem, dla którego Enzo zrobiłby wszystko. Kiedy żona Denny’ego umiera, a jemu samemu grozi, że straci prawa do opieki nad córką, pies postanawia pomóc swojemu przyjacielowi.
To nie była zła historia. Przede wszystkim dzięki temu, że pies, który mnie przez nią prowadził, nie był ani zbyt mądry, ani zbyt głupi. Wiem, że to źle brzmi, ale mam nadzieję, że rozumiecie co chcę przez to powiedzieć. Może gdybym tę książkę przeczytała jako jedną z pierwszych przygód psa, moje wymagania były inne. A tak niestety mam wrażenie, że to kolejna historia oparta na tanich schematach. Mam wrażenie, że autor poszedł na łatwiznę i zamiast poszukać w sobie wrażliwości i empatii, skupił się na sprawdzonych motywach, które miały zachwycić czytelnika, wzruszyć go i spowodować, że uroni kilka łez. Mnie akurat to nie przekonało, ale ja to jestem ja. Trudno jest mi dogodzić. Ode mnie 6/10. Mam nadzieję, że jeszcze w tym roku, albo na początku przyszłego uda mi się zobaczyć film.