Rok 1939. Niemcy. Czasy, gdy rola kobiety sprowadzała się do bycia żoną swojego męża i usługiwania mu. Czasy, kiedy funkcjonały szkoły mające przygotować kobiet do bycia idealnymi żonami nazistów. Czasy, gdzie poniżanie kobiet było czymś normalnym i cieszyło się akceptacją społeczeństwa. Czy w takich czasach bohaterki odnajdą szczęście i siłę, aby walczyć o swoje prawa?
Uwielbiam książki, których akcja rozgrywa się za czasów II wojny światowej. Jednak muszę przyznać, że „Szkoła niemieckich narzeczonych” to coś zupełnie wyjątkowego.
Autorka stworzyła fabułę, która wciąga od pierwszych stron. Podkreśla jak ważne były kobiety dla Nazistów i jak ważne było, aby zachowywały się one w określony sposób. Szkoły dla narzeczonych miały stworzyć kobietę idealną, która straci pewność siebie i wolę walki o swoje dobro. Miała przygotować kobiety uległości wobec swoich mężów i usługiwania im w określony sposób.
Bohaterowie zostali wykreowani genialnie. Są bardzo wyraziści. Bije od nich prawdziwy realizm. Hanna i Tilde to swoje przeciwieństwa. Prowadzą rożny styl życia, mają rożne pochodzenie, jednak wzajemne wsparcie jakie je połączyło to coś niesamowitego. Ich przyjaźń jest motorem napędowym całej powieści. Czytanie o ich emocjach sprawiało momentami, że czułam się jakbym czytała czyjś pamiętnik. Nie brakowało w tych momentach wielu emocji, które powodowały, że utożsamiałam się z kobietami.
„Szkoła niemieckich nar...