Kiedy ogień w kominku jasno płonął, a za oknem zalegał biały puch, postanowiłam sięgnąć właśnie po "Szczęście przy kominku" Gabrieli Gargaś.
Myślę, że jest to piękna powieść złożona z kilku historii ludzi, którzy tak jak każdy z nas zmagają się z trudami życia codziennego. Jednak jest wspólny mianownik, który sprawia, że choćby nie wiem co się w życiu działo, to zawsze jest jakieś wyjście. Tym mianownikiem jest rodzina. Myślę, że warto w tym miejscu również wspomnieć o słowach, które powiedziała Bunia na kartach książki, że rodzina to nie tylko więzy krwi. Czasem przyjaciel potrafi być dla nas większym wsparciem od osób, z którymi łączą nas geny i warto pamiętać o tym, żeby to wsparcie doceniać.
Moje serce totalnie roztopiła historia Igi i Dziadziusia. Fenomenalny wątek i chyba za każdym razem oczy szkliły mi się przy czytaniu fragmentów dotyczących tej dwójki. Ten starszy Pan z postępującym Alzheimerem tak bardzo przypominał mi mojego Dziadzia... . Chętnie przeczytałabym osobną książkę dotyczącą historii właśnie tych dwojga.
Zachwycił mnie również "Antykwariat z książką i kawą". Wspaniałe miejsce! Chciałabym kiedyś trafić na kawę do Buni i zjeść jedno z tych przepysznych ciast.
Mimo, że książkę czytało mi się bardzo przyjemnie, to nie zaliczyłabym jej do książki typowo świątecznej. Oprócz historii wyżej wymienionych, możemy poznać jeszcze Laurę i Krzysztofa - młodych rodziców, których świat wywrócił się do góry nogami za sprawą narodzin małej Basi przez co przechodzą spory kryzys w małżeństwie oraz historię Kuby, którego rzuciła narzeczona, a szef w ogóle nie docenia. Ponadto jest jeszcze nastoletnia Dorota, którą samotnie wychowuje Michał.
"Szczęście przy kominku" jest słodko-gorzką historią, która na szczęście dobrze się kończy, ale po drodze mocno uświadamia i zwraca uwagę na różne problemy.