Najnowsza powieść Andrieja Kurkowa wbrew temu, co sugeruje tytuł, wcale nie jest o pszczołach, tylko o ludziach oraz o tym, jak wojna i represje polityczne wpływają na ich życie. Tym razem wielka polityka, aneksja Krymu przez Rosję i interwencja wojskowa w Donbasie, stanowią tylko tło, a na pierwszy plan wysuwają się losy małych społeczności i rodzin – ich cierpienie, poczucie zagrożenia i codzienność w cieniu konfliktu.
W 2014 roku, kiedy na Ukrainie rozpoczęła się wojna, ze wsi Mała Starohradiwka, znajdującej się między liniami frontu w tak zwanej szarej strefie, wyjechali prawie wszyscy mieszkańcy. Pozostali tylko czterdziestodziewięcioletni emerytowany nadzorca kopalń Siergiej Siergieicz i jego nielubiany od dzieciństwa kolega Paszka Chmielenko, również emeryt. Mimo iż mają zupełnie różne poglądy: jednego odwiedzają separatyści a drugiego – żołnierze z armii ukraińskiej, okoliczności zmuszają ich do pogodzenia się i wspólnego radzenia sobie z trudnymi warunkami życia w przyfrontowej wiosce niemal odciętej od cywilizacji. Dodatkowym zmartwieniem Siergieja są jego pszczoły, które co prawda na razie nie ucierpiały, ale z nastaniem wiosny powinny zostać wypuszczone z uli. Aby ich miód nie miał posmaku wojny, pszczelarz decyduje się przewieźć je gdzieś, gdzie spokojnie będą mogły zbierać pyłek i nektar. Dociera na Zaporoże, które początkowo wydaje się odpowiednim miejscem, jednak po niebezpiecznym incydencie musi je opuścić. Postanawia pojechać na Krym do kolegi poznanego na zjeździe pszczelarzy. Wsiadając do samochodu, nawet nie przypuszcza, że w ciągu najbliższych tygodni zostanie wystawiony na ciężką próbę i nauczy się, że nikomu nie można ufać, nawet własnym pszczołom.