Był w życiu pisarza taki okres, w którym pisał już całkiem niezłe powieści przygodowe dla młodzieży (pierwsze tomy przygód Pana Samochodzika, którym zresztą po czasie zmieniano tytuły), natomiast jeszcze niezbyt dobrze, albo wręcz niedobrze, wychodziło mu pisanie dla dorosłych. Utwory takie jak „Laseczka i tajemnica”, czy właśnie „Sumienie” zaliczam dziś (dziesięć lat temu też) do ewidentnych knotów: naiwne, nieciekawe i nijakie, ale uwaga! To są oceny mniej więcej współczesne. Jak oceniano te pozycje pół wieku temu, czyli wtedy, kiedy powstały i w czasach, których dotyczyły – nie wiem, nie mam pojęcia. Nie spotkałem nikogo, kto by je wtedy czytał, do dziś to pamiętał i mógł na ich temat cokolwiek powiedzieć.
W tym momencie przypomina mi się fragment jakiejś zupełnie innej książki, kryminału, a dotyczący mrożącego krew w żyłach pościgu Syrenki za Wartburgiem, albo odwrotnie. Dziś może wywoływać to salwy huraganowego śmiechu, ale wtedy… Ano, właśnie – wtedy mogło to być odbierane zupełnie inaczej.
„Sumienie”, to mało przekonujące, naciągane i mętne rozterki moralne ławnika, który podczas procesu zabójcy głosował za karą śmierci. Fabuła w widoczny sposób ujawnia niewielkie rozeznanie autora w temacie, który określić można jako polski proces karny, ale to nie wszystkim musi rzucać się w oczy.
Swoją drogą, dziwne jest to, że do dziś nie pojawiła się – moim skromnym zdaniem – żadna wartościowa literatura tematu. „Spowiedź polskiego kata” Jerzego Andrzejc...