Jakub Ćwiek to autor tworzący głównie w gatunku fantastyki, ale od czasu do czasu zdarza mu się wyjść ze swojej strefy komfortu i sięgnąć po bardziej kryminalny gatunek. I tak jest w przypadku powieści “Sues Dei”. To miks kryminału i sensacji bardzo dobrze skomponowany, który zapewnia lekturę szybką i zajmującą (może właśnie przez to, jak czytelnika angażuje, daje wrażenie lektury szybkiej?). Historia opiera się na motywie rabunkowym, którego ofiarami padli starsi pielgrzymi jadący do sanktuarium położonego w małej podlaskiej miejscowości. Dzięki temu dostajemy wgląd w jej społeczność, a ta przedstawiona jest bardzo prawdziwe. W jej centrum stoi kościół, a więc i wśród postaci przewijają się osoby duchowne, jednak z przyjemnością mogę przyznać, że nie są one potraktowane tak, jak wszędzie indziej - to kreacje, które, mimo iż niosą sobą zagadnienia znane, to jednak same w sobie są bardzo niebanalne. Cała intryga prowadzona jest tempem szybkim, jak na sensację przystało, ale z zacięciem komediowym, co przyniosło mi na myśl stare dobre filmy gangsterskie z nutką humoru. I tak jest i tu - zbrodnia i tematy poważne, ale lekkość prowadzenia historii i część kreacji postaci sprawiają, że lektura usiana jest momentami, w których śmiałam się w głos. Całość wypada spójnie, bardzo rozrywkowo, ale w mądry przemyślany sposób, których chętnych zmusi do kilku ciekawych, znanych, ale ciągle frapujących refleksji. Aż żal było kończyć! Czekam na więcej!