Rozdział I, „Czy kat ma serce?”, i jedno z pierwszych pytań w książce: „Podobno ma pan na sumieniu śmierć ponad 80 Polaków?” – i już zaczęło się źle, i już zacząłem podejrzewać, że to książka tendencyjna, manipulująca uczuciami czytelników w dość prymitywny sposób. To właśnie wydaje się ważne, że w prymitywny. Wielu autorów książek lub innych tekstów stara się czytelników do czegoś przekonać, i w porządku, niech będzie, jednak ważny jest poziom tego przekonywania, stosowane techniki, bo nikt chyba nie lubi, gdy traktuje się go jak upośledzonego umysłowo sześciolatka.
Kat, z którym rozmawia autor, nie wykonywał wyroków na przestępcach, mordercach, gwałcicielach – nie, on ma „na sumieniu” POLAKÓW. A na kim to, do jasnej cholery, miał wykonywać wyroki polski kat w Polsce? Na Aborygenach? Na Eskimosach? Ale jakże emocjonalnie to brzmi, prawda?
Bardzo ważna wydała się informacja, którą łatwo byłoby w książce przeoczyć. Autor, powołując się na jakieś badania, zamieszcza w niej tabele z porównaniem liczby wyroków śmierci oraz morderstw lub zabójstw. Okazuje się z niej, na co zresztą Andrzejczak oraz kat, z którym rozmawia, specjalnie zwracają uwagę, że w okresach, gdy nie wykonywano kary śmierci, liczba ciężkich przestępstw ewidentnie rosła.
Spora część książki, na pewno znacznie więcej niż rzekoma rozmowa z polskim katem, dotyczy historii kary śmierci i tortur w Polsce i na świecie – wypowiadają się tam historycy, adwokaci, pasjonaci tematyki – i to ...