Przyznaję się bez bicia. Nawet nie wiedziałam, że mamy na rodzimym poletku taką autorkę. Że mamy kogoś nowego w dziedzinie fantasy, magii i lekkiego szaleństwa ku historyczno/współczesnej Polsce.
A tu proszę.
Sanika, inaczej Sara Weronika Sokolska jest nadworną czarodziejką. W zamku, krakowskim zamku przy boku króla Polanii strzeże kraju, władcy, ludzi, czystości magii, Smoka wawelskiego, zaczarowanych zwierciadeł, tajemniczych noży i kamieni. Z przygodami, w misji w trakcie której stawką jest nie tylko jej życie, ale i losy całej Polanii. Walczy z Kogutem Diabłem od Twardowskiego, goni strzygi. Dzielna i waleczna. Niekoniecznie miła i sympatyczna. Bardziej tolerowana niż lubiana. Na czarnej liście magów i innych o politycznych zapędach.
Niby nic niezwykłego, ale jednak…
Kilka spraw.
Jak dla mnie.
Język. Przyznaję, że moja awersja do polskich autorek może mieć swoje podłoże w języku współczesnych powieści. Przesadzonym, przeładowanym, przeemocjonowanym. Z nadmiarem przymiotników wypełniających strony i pustosłowiem. Tutaj tego nie ma. Autorka może nie bawi się słowem na całego, czasami można byłoby nawet zarzucić jej pewną siermiężność wypowiedzi, ale to ładny język. Prosty. Zrozumiały, bez zbędnych ozdobników. Taki jak Sanika.
Podobała mi się konstrukcja. Fantastyczny prolog (nie wiem czy nie najlepszy z całej książki) w trakcie którego podglądamy Sanikę w działaniu. Działaniu nie tylko magicznym, ale i detektywistycznym. Widzimy ją, ale poznajemy dopiero później. Tak naprawdę dopiero w kolejnych, następnych rozdziałach. Bardzo, bardzo ładnie pokazana jest jej historia (a właściwie jej pojedyncze fragmenty) poukrywane we współczesności. Zadaniem czytelnika jest złożyć wszystko w jedną całość. Nie ukrywam, wcale nie jest to tak proste zadanie. Sama mam wątpliwości czy moje puzzle wytrzyma próbę czasu. W każdym razie konstrukcja przemyślana i zdecydowanie dopracowana. Dla czytelników lubiących poszukiwania między wierszami, super zabawa.
Gdybym miała narzekać to pewnie powiedziałabym, że niektóre fragmenty musiałam czytać dwa razy. Że mam luki i jak wspomniałam, nie wiem czy dobrze wszystko poukładałam. Podejrzewam również, że przed lekturą kolejnej części (mam nadzieję, że taka powstanie) będę musiała przypomnieć sobie pierwszą, bo za jakiś czas będę miała lekką mgłę w głowie.
I jeszcze jedno. W tym szalonym magicznym świecie, zabrakło mi… magii. Jakkolwiek dziwnie by to brzmiało, stanowczo było jej za mało. Pojawiała się jedynie w obecności Saniki, a przecież Kraków to takie magiczne miejsce. Rozumiem wplątanie współczesnego świata, nowoczesną technologię, firmy i korporacje, ale gdzie ta magia która powinna snuć się uliczkami i być. Po prostu być.
I to chyba na tyle.