Przeczytane
2016
Ot tak, po prostu
Współcześnie romansowo
Powiedziałabym, że tak po środku. Między leciutko-głupiutką Jill Shalvis (i tutaj bez obrazy, bo sama czytałam jej książki i niektóre mi się mocno podobały, co nie zmienia faktu, że lekkie, łatwe i przyjemne), a Ericą James, która potrafi z życia codziennego w prostych słowach uczynić wielowymiarowy obraz, wstrząsający niekiedy swoim prawdopodobieństwem. Mansell umieściłabym pośrodku. Pewnie bliżej Shalvis, ale nie za blisko. Oczywiście to moje zdanie na podstawie jedynie jednej jej książki, która może być albo jedną z wielu, albo jedyną inną.
Książka lekka. Napisana prostym, ale bardzo przyjemnym językiem. Być może to on właśnie sprawia, że problemy bohaterów, które wcale do najlżejszych nie należą, wydają się do pokonania. Ani razu podczas lektury nie miałam wątpliwości, że całość zakończy się wielkim szczęśliwym Happy. I ze swojego punktu widzenia, przyznam, że to dobrze. Dzięki temu nie ma nerwów, szukania po następnych stronach, czy aby bohater nie zgłupieje, zastanawiania się czy aby na pewno będzie dobrze. Będzie.
Bohaterowie nakreśleni bardzo wyraźnie. Podział na dobrych i złych widoczny jest od początku. Czytelnik nie ma wątpliwości kogo ma lubić, a kto na to nie zasługuje.
Trudno nie lubić dobrych, więc bohaterów Mansell się lubi. Można pomarudzić nad Ewą, która musiała sama przekonać się jaka to świnia z jej niedoszłego męża. Z drugiej strony, wyszło jej to na dobre, bo nie dość, że utwierdziła się w swoim przekonaniu, to na dodatek zyskała odpowiedni d...