Po słabym „Złotym Rogu” następuje powrót autorki (autorów) do dawnej formy. Znów smacznie się czytało! Profesorowa Szczupaczyńska w miarę kolejnych śledztw robi się coraz bardziej sympatyczna i godna podziwu. Wydaje się, że autorzy też zaczęli ją lubić. Nie jest już karykaturalnie przedstawioną „straszną mieszczanką,” lecz rozsądną, zdecydowaną, inteligentną kobietą. Nawet udaje jej się czasami ustąpić i wykazać empatią, co w pierwszym tomie było nie do pomyślenia. Mało tego, zwalnia prowadzącą własne śledztwo służącą z przygotowywania obiadu i sama przyrządza duszoną kaczkę w sosie kaparowym i trójwarstwową galaretkę, lepszą, niż dzieła niezastąpionej Franciszki! Zalany wodą Kraków AD 1903 jest świadkiem kolejnych zgonów, lecz poruszamy się po nim z uśmiechem i przyjemnością. Bądź to po platformach, bądź żeglując wraz z profesorową w baliach, kadziach na ogórki i innych pomysłowych środkach przewozu umożliwiających jej, zamiast udania się na mszę, lub zbiórkę na rzecz powodzian podążanie tropem zbrodni. Nie muszę dodawać, że mimo trudnych warunków jest zawsze nienagannie ubrana, w pasującej do okazji sukni, kapeluszu i z odpowiednio dobraną parasolką i rękawiczkami. Mniam!