Z wielkim zapałem podchodziłem do lektury "Śmierci jako własności prywatnej" Leszka Kołakowskiego. Śmierć to zjawisko, o którym lubię czytać i zawsze w "zwykłych, rozrywkowych" książkach mnie ono intrygowało, więc postanowiłem postawić na "grubszy kaliber".
I cóż, to zdecydowanie są trudniejsze teksty. Przede wszystkim to, co mnie uderzyło, to trudne słownictwo już w pierwszym tekście. W tym też moim zdaniem tkwi problem tego zbioru: utwory są posegregowane zgodnie z datą wydania/napisania, nie zwracając uwagi na trudność w ich przyswojeniu dla zwykłego, szarego czytelnika. Kolejne teksty już były o wiele prostsze (choć, naturalnie, zdarzały się podobne do pierwszego). Zbigniew Mentzel powinien dokładniej zastanowić się nad rozplanowaniem umieszczenia poszczególnych tekstów Kołakowskiego, tak żeby były one przyjaźniejsze w odbiorze i zniechęcały przy pierwszym spotkaniu.
Zostając przy temacie trudności i słownictwa. Styl naprawdę jest patetyczny, często pojawiają się inwersje, a naukowe i szczegółowe słownictwo to chleb powszedni, więc naprawdę trzeba się skupić podczas lektury. Ale mamy też dwa czy trzy metaforyczne opowiadania czy też przypowieści(w tym fragment scenariusza filmowego bodajże), które są proste w przyswojeniu i one tą swoją prostotą i zarazem piękną metaforycznością mnie ujęły.
Pragnę zwrócić także uwagę na monotematyczność tekstów zebranych. Sporo esejów (albo fragmentów listów, opowiadań etc. itd.) ma bardzo podobną treść. Spodziewałem się jednak większej wszechstronności w poruszanym temacie.
Ocenienie tej pozycji sprawia mi trudność. Pracę Zbigniewa Mentzla, który wybrał, zebrał i posegregował teksty uważam za średnią. Z kolei oceniając bardziej merytorycznie i patrząc na samą treść tekstów Kołakowskiego - zbiór zasługuje na wysoką ocenę. Filozof często zwracał uwagę na takie proste, oczywiste rzeczy, a wtedy ja reagowałem na to tak na przykład: "Aha, ciekawe spojrzenie!" albo "No tak rzeczywiście jest!".