W pierwszym tomie florenckiego cyklu Magdalen Nabb stolica Toskanii tonęła w strugach grudniowego deszczu, a sierżant Salvatore Guarnaccia rozwiązywał zagadkę śmierci niesympatycznego Anglika, walcząc z paskudną grypą. Tym razem gorączka trawi samą Florencję, osłabioną letnim upałem, najazdem turystów i falą przestępstw, na których tle nagły zgon jubilera zwanego przez sąsiadów Holendrem nie wywołuje większych podejrzeń.
Wyjątkiem jest Guarnaccia, któremu w pamięć zapadły ostatnie słowa domniemanego samobójcy oraz zeznania dwojga z pozoru całkiem niewiarygodnych świadków: niewidomego mężczyzny i skłonnej do mitomanii staruszki, która nie ogląda telewizji, bo szkoda oczu, a poza tym i tak nie stać jej na telewizor. „W Śmierci Anglika czuć było rękę mistrzyni – napisał Georges Simenon. – Śmierć Holendra to już arcydzieło”.
Wyjątkiem jest Guarnaccia, któremu w pamięć zapadły ostatnie słowa domniemanego samobójcy oraz zeznania dwojga z pozoru całkiem niewiarygodnych świadków: niewidomego mężczyzny i skłonnej do mitomanii staruszki, która nie ogląda telewizji, bo szkoda oczu, a poza tym i tak nie stać jej na telewizor. „W Śmierci Anglika czuć było rękę mistrzyni – napisał Georges Simenon. – Śmierć Holendra to już arcydzieło”.