Aż dziw, że nie czytałam dotąd niczego Stuarta MacBride’a. Podoba mi się jego styl i sarkastyczny humor. Opisy i bohaterowie nieco zbyt naturalistyczni, jak na mój gust, ale humor to łagodzi. Akcja ciekawa. Realia pracy policjantów pokazane są bez upiększeń, a nawet w krzywym zwierciadle. Często ich akcje kończą się tak koncertową klapą, jak ta słynna w „Psach”. Pierwszy raz zetknęłam się z bohaterem kryminału, który jest zwykłym sierżantem, a nie inspektorem, lub komisarzem. Musi podlegać licznym dziwacznym, lub mobbingującym zwierzchnikom. Logan McRae jest świetnym gliniarzem, zawziętym i idealistycznym. Sfrustrowanym, że wciąż nie może awansować, bo choć na to zasługuje, jak nikt inny, to wciąż przytrafiają mu się jakieś nieprzyjemne przypadki. Ten tom jest o rywalizacji szkockiej i polsko- ukraińskiej mafii w portowym Aberdeen o wpływy z haraczy, dragów i prostytucji. Zgadnijcie, która mafia lepsza? Zaczęłam znajomość z sierżantem McRae od tomu piątego, ale już pożyczyłam z biblioteki pierwsze dwie części, aby poznać jego wcześniejsze przygody.