„Chyba po prostu pozostaje nam czekać i mieć nadzieję, że najgorsze nas ominie”.
Każdy ma swoje ścieżki, którymi chodziło się za młodu i jako już „dorośli” czasami lubimy się nimi przespacerować...
Marek, gdy go poznajemy, jest szanowanym autorem książek science fiction, facetem po czterdziestce, który właśnie zakończył poważny związek – nadbużańskim skurczybykiem miewającym „nocne odloty”. Pochodzi z niewielkiej wsi na Podlasiu, gdzie ludziom jest bliżej do Bugu niż do Boga i gdzie przyszło mu wrócić, by „pospacerować” po miejscach, gdzie los rozsypał okruchy jego życia.
Jako dziecko, Marek zdecydowanie nie wyciągnął szczęśliwego losu na rodzinnej loterii. Jego matka przegrała walkę z depresją – popełniła samobójstwo. Z ojcem, który był alkoholikiem, jego relacja z czasem całkiem zwiędła. Jedynie ze starszą siostrą trzymał sztamę przez całe życie. A życie Marka to ciągłe balansowanie na linie zawieszonej nad rzeką i niejeden zimny prysznic. Utwór napisany bardziej w molowej niż w durowej tonacji.
Autor książki częstuje nas skrawkami wspomnień bohatera, migawkami relacji, uczuć i akcji. Dowiadujemy się, że Marek doświadczył bliskości i samotności, prawdy i fałszu, zapomnienia i zatracenia. Dokuczające mu epizody narkoleptyczne sprawiają, że czuje się jak pająk schwytany w pętlę czasu. Pragnie przytomnie chłonąć rzeczywistość. Jego podróż w głąb siebie, dzięki której chc...