No to rzuciłam się na głęboką wodę, dokonałam próby wyjścia z mojego czytelniczego komfortu i zmierzenia się z gatunkiem, którego prawie nie znam. Po pierwsze romans - on kocha ją, ona jego, mnóstwo przeciwności losu, trochę seksu, ale na pewno skończy się happy endem. Moje jedyne doświadczenie w tej materii to „50 twarzy Greya”, z którym zdecydowanie było mi nie po drodze. Po drugie książka o gangsterach. To będą strzelaniny, haracze, nielegalne interesy, mnóstwo brutalności i jakiś główny mafioso. Tu na koncie mam tylko „Ojca chrzestnego", skądinąd świetnego, ale nie na tyle, bym po literaturę mafijną sięgnęła kolejny raz. Zmierzyłam się więc z „Siłą honoru”, przeczytałam, mam bardzo mieszane uczucia, nie moja to bajka, ale nie było tak źle.
Kalina i Gabriel. Pomysł na romans jest wprawdzie prosty, perypetie kochanków przewidywalne, ale bohaterowie charakterni i krwiści, o zaskakującej przeszłości. Każde z nich jest nieźle życiowo pokiereszowane, ma swoje koszmary i toksyczne rodzinne doświadczenia, w tym zakresie można im tylko współczuć. Więc żeby sprawiedliwości stało się zadość, kibicowałam im jako parze i każdemu z osobna i życzyłam wszystkiego dobrego. Sceneria, w której rozkwita miłość dosyć oryginalna, a chemia między kochankami podkręca temperaturę. Szkoda tylko, że zakończenie tego wątku jest łatwe do przewidzenia, a sceny erotyczne, których jest niemało, nie mają klasy, wywołują raczej zażenowanie i rozbawienie.
Wątek gangstersko - mafijny. Ależ ja miałam oczekiwania! Jest brutalna mafia sycylijska, przerażająca rosyjska, neapolitańska Camorra, japońska Yakuza, kartele kolumbijskie, wreszcie gang pruszkowski, czy wołomiński. I jest też gang i gangsterzy z Poznania. Parafrazując słowa Uszatego z filmu „Killer”: „To ma być mafia? To jakaś popierdółka.” Niby jest handel kobietami, porwania, narkotyki, dopalacze, ale to wszystko nie budzi grozy, ani respektu. Dwaj główni gangsterzy - Anioł i Diabeł to sympatyczne, zabójczo przystojne, spragnione miłości misie. Przesiadują w lokalach, chodzą na lody, opiekują się staruszką, odwiedzają sklep z karmelkami, przekomarzają się i baraszkują. Oprócz ich deklaracji, przechwałek i planów, nieczęsto widać ich w działaniu, dopiero pod koniec, gdy akcja rusza z kopyta. No cóż, każdy ma taką mafię, na jaką zasługuje.
I jeszcze język. Infantylno - górnolotny z dużą ilością przekleństw i wulgaryzmów, które w literaturze mi nie przeszkadzają, gdy są zasadne. Tu, w takiej ilości, nie były. W sferze języka cierpiałam najbardziej. Gabriel nie patrzy na ukochaną, tylko „łapie ją w sidła swojego drapieżnego spojrzenia”, a jak jest wściekły to „fala wkurwu zalewa jego żyły”. I tak na każdej stronie. Kalinka, zwana też przez ukochanego „Małą” składa się z jedwabistych włosów, małych rączek, smagłych ud i ciepłych innych części ciała, co jest co kilka stron powtarzane, żeby czytelnik nie zapomniał. Anioł, zwany przez Kalinkę „Dużym” mówi do niej i o niej, a przede wszystkim myśli o swojej ukochanej Kalince, jak zakochany licealista. To już nawet Grey był doroślejszy.
A teraz trochę łyżek miodu do tego naczynia, które napełniłam dziegciem.
Wprawdzie gra wstępna trwa długo, początek ciągnie się i ślimaczy, ale jak już akcja zaskoczy, to gna jak szalona.
Intryga obmyślona jest sprytnie i zaskakująco. Co rusz autorka odkrywa nowe karty i zadziwia nieoczekiwanym wydarzeniami i powiązaniami. I tak do ostatniej dosłownie strony. A mariaż brutalnego świata gangsterów ze światem brudnej polityki, to również bardzo udany zabieg. I czarny charakter - czołowy polski polityk. Wprawdzie jego rodzinne poczynania są dla mnie mało wiarygodne, ale pomysłowe i dobrze robią fabule. Niestety jego powiązania biznesowe nie są niemożliwe. Myślę, że gdyby przy takiej intrydze okroić choć trochę wątek miłosny, a rozbudować gangsterskie realia i postaci drugoplanowe, wyszłoby to powieści na dobre.
Mocny punkt „Siły honoru" to postaci kobiece: matki, żony, kochanki byłe i obecne, siostry, ciocie. Wszystkie kochające, gotowe do poświęceń, wyrozumiałe, jak trzeba to waleczne. Jest ich dużo, większość na drugim planie, ale każda ma swoją niebagatelną rolę do odegrania.
Tło powieści wydaje się mocno osadzone w realiach, faktyczne miejsca spotkań, kluby, kawiarnie, hotele, trochę odniesień do rzeczywistych gangsterów, czytelnik ma wrażenie, że autorka wie o czym pisze. Atmosfera autentyczności (lub jej pozory) i dopuszczenie do niedostępnych mafijnych tajemnic spotęgowane jest przez podanie informacji, że autorka decydując się na publikację powieści ukrywa się gdzieś w Polsce, pisze pod pseudonimem i nie ujawnia się, żeby jej nie namierzyli. No cóż, jaka mafia, taka umiejętność szukania… . Czyżby nowa Elena Ferrante?
Dzięki Lindzie Szańskiej dowiedziałam się też co zrobić z powieścią, która mi się nie podoba. Wyjąć pistolet, załadować go i strzelić w środek książki. Do „Siły honoru” strzelać nie będę. Nie wiem jak to się stało, ale mimo iż ta powieść to nie moja bajka, a w trakcie czytania irytowała mnie banalnością romansu, ckliwością i językiem, z pewnością przeczytam kolejny tom. Już się nie mogę doczekać. Tak bardzo jestem ciekawa, jak to się dalej w Poznaniu potoczy.
BRAWO ja! BRAWO autorka za fabułę i debiut! I BRAWO Wydawnictwo Burda Książki za sprezentowanie mi egzemplarza „Siły honoru”. Dzięki.