Przedkładana tutaj korespondencja Witolda Wirpszy z niemieckim historykiem literatury i tłumaczem Heinrichem Kunstmannem jest wielowątkowym źródłem wiedzy o emigracyjnych latach życia pisarza i jego żony, tłumaczki Marii Kureckiej. Źródłem cennym, bowiem podczas gdy polskie lata Wirpszów znane są czytelnikom i historykom literatury, to na temat ich emigracji nie wiadomo wiele. Obecna jeszcze w Polonii berlińskiej pamięć tamtejszych lat z życia obydwojga gents des lettres nie przekłada się na ich znajomość w Polsce, gdzie, bywa, pleni się w jej miejsce środowiskowa mitologia. Puszcza w ten sposób bujne pędy literacka legenda Wirpszy, przeciwko czemu on sam zapewne by nie protestował, ale w sytuacji, kiedy od paru lat wzbiera na naszych oczach nowa fala zainteresowania jego twórczością (pierwszorzędna w tym zasługa Instytutu Mikołowskiego), dobrze będzie osadzić je na gruncie faktów biograficznych w odniesieniu do tego okresu. Tym bardziej, że oficjalna leksykografia historycznoliteracka nie jest wolna w tej mierze od luk, przeinaczeń i błędów.
Wczesne i liczne niemieckie kontakty pisarza sprawiły, że obczyzna, na której się znalazł, nie była dla niego zupełnie obca. „Spotkałem tu ludzi rzetelnych i uczciwych, i bezinteresownych, na których mogę liczyć w trudnych chwilach, jeśli takie będą, a możliwe, że będą. W każdym razie: przez rok zyskałem uznanie tych, których sam szanuję, tutaj przekonałem się, że istnieje coś, co mógłbym nazwać (…) międzynarodówką ludzi myślących.” Te kontakty i ten status przydały się nie tylko jemu samemu, ale i solidarnościowej emigracji intelektualistów polskich z początku lat osiemdziesiątych, której w Berlinie przecierał kulturalne szlaki jako jej mentor i guru. (Ze Wstępu)
Wczesne i liczne niemieckie kontakty pisarza sprawiły, że obczyzna, na której się znalazł, nie była dla niego zupełnie obca. „Spotkałem tu ludzi rzetelnych i uczciwych, i bezinteresownych, na których mogę liczyć w trudnych chwilach, jeśli takie będą, a możliwe, że będą. W każdym razie: przez rok zyskałem uznanie tych, których sam szanuję, tutaj przekonałem się, że istnieje coś, co mógłbym nazwać (…) międzynarodówką ludzi myślących.” Te kontakty i ten status przydały się nie tylko jemu samemu, ale i solidarnościowej emigracji intelektualistów polskich z początku lat osiemdziesiątych, której w Berlinie przecierał kulturalne szlaki jako jej mentor i guru. (Ze Wstępu)