Nie przeczytałam wszytskich książek Agnieszki Lis, ale te 23, które dumnie stoją na jednej z moich półek bibliotecznych świadczą chyba tylko o tym, że jest ona jedną z moich ulubionych polskich pisarek.
Jeżeli ktoś sięgający po te lekturę będzie oczekiwał cukierkowo-słodkiej opowieści świątecznej, takiej… lekkiej, łatwej i przyjemnej, to może się trochę rozczarować.
Chociaż fabuła do lekkich nie należy, bo autorka wplotła w nią sporo dramatu, cynizmu i ironii, to muszę przyznać, że czyta się książkę łatwo i przyjemnie, a to dzięki stylowi jakim pisze Agnieszka Lis.
Ktoś, kto czytał wcześniejsze powieści świąteczne tej autorki to w tej spotka poznanych już w nich bohaterów, ale nie znaczy to, że pogubi się w fabule, ponieważ książka ta stanowi odrębną część, ale ze wzmiankami do poprzednich.
Jedną z głównych bohaterek jest Melania, kobieta nie pierwszej już młodości, elegancka, dystyngowana, inteligentna, bogata i wymagająca zarówno od innych jak i od siebie odpowiedniego obycia i zachowania.
Jej życie od początku miało być idealne. Prowadzona wzorowo i z przepychem restauracja, dobrze wychowane dzieci, oczywiście bez żadnych wad i skaz, oraz równie idealny mąż.
Ale jak się można domyślać, były to tylko pozory. Czy Melania potrafiła być osobą szczęśliwą, czy tylko próbowała wszystkim udowodnić, że taką właśnie jest?
Los (a może ktoś?) sprawia, że w Wigilię, Melania chcąc dopieścić swój już i tak idealny wygląd przed świętami, które postanawia spędzić samotnie z dala od dzieci i przyjaciół zostaje zamknięta wraz z innymi osobami w salonie kosmetycznym dużego domu handlowego. Przypadek czy premedytacja?
Jak się okazuje, każda z tych osób w przeszłości miała styczność albo z Malwiną, albo z kimś z jej rodziny.
W czasie długich godzin spędzonych w niezbyt komfortowych warunkach, bez prądu, bez zasięgu telefonicznego, bez świątecznych potraw, ale za to z zapasem alkoholu, dochodzi do wielu, często niezbyt przyjemnych rozmów i zwierzeń.
Melania ma do każdej osoby o coś pretensje, każdego o coś oskarża jednocześnie siebie cały czas uważając za kogoś lepszego, wręcz nieskazitelnego.
Jednocześnie uczestnicy tej nietypowej wigilii zaczynają się otwierać przed sobą i jak się okazuje, każdy z nich dźwiga na swych emocjonalnych barkach spory ciężar.
Muszę przyznać, że ta książka mnie bardzo zaskoczyła i chociaż podczas czytania wzruszałam się, wkurzałam i uśmiechałam na zmianę, to cały czas czułam również pozytywne zaskoczenie.
Po przeczytaniu ostatniej strony nie potrafiłam powiedzieć niczego. Chyba dlatego, że najbardziej zaskoczyło mnie samo zakończenie, które sprawiło, że dodatkowo poczułam, iż muszę tę powieść porządnie „przetrawić”.
Z całą pewnością jednak stwierdzam, że „pióro” Agnieszki Lis jest inne (dokładnie nie potrafię wyjaśnić jakie), a ta powieść tak nietuzinkowa, że nie dość, że od tekstu nie można się oderwać, to jeszcze zmusza czytelniczki/czytelników do głębokiej refleksji.
Zdaję sobie sprawę z tego, że wiele osób stara się pokazać w bardzo wyidealizowany sposób, ale czy to sprawia, że czują się dzięki temu szczęśliwsi?