Na swobodnej powierzchni cieczy, w której byłem całkowicie zatopiony, kołysał się miarowo duży biały pęcherz. Wielkość jego ulegała okresowym zmianom: pęczniał i kurczył się na przemian zgodnie z rytmem mych oddechów. Dalej w górze - w ośrodku objętym kolejną metamorfozą-ujrzałem dwie pary roziskrzonych oczu. Jedną z nich rozpoznałem od razu: to były moje własne oczy. Okalał je obraz odbitej jak w zwierciadle znanej mi doskonale twarzy. Druga twarz-jaśniejsza i bardziej ostra - przesunęła się poza krawędź srebrnego kwadratu i zniknęła. Lecz zanim wypadła z pola mego widzenia, zdążyłem odczytać widniejący na jej czole wyraźny czarny napis: BER-64. Wpatrywałem się w swój wizerunek z ciekawością, która wkrótce nabrała mocy zdumienia: na własnym czole również odczytałem duże czarne litery i cyfry. To piętno różniło się od poprzedniego pewnym drobnym, choć bardzo istotnym szczegółem. Nosiłem na czole nie wiadomo kiedy wyryty napis: BER-64.