Drugi tytuł spośród podróżniczych książek Wojciecha Cejrowskiego jest odrobinę nierówny. Pierwsza połowa zaskoczyła mnie i nie było to pozytywne zaskoczenie. Spodziewałam się lektury tak zajmującej jak
"Gringo wśród dzikich plemion". Napisanej z równie ironicznym dowcipem. Owszem dowcip jest ale najbardziej ujawnia się od drugiej połowy książki.
Nie umniejszam
"Rio Anacondzie", bo koniec końców dobrze mi się czytało o rozmowach z szamanem przy moczeniu pięt na Dzikich Ziemiach, o szamanie Angelino i ich licznych, interesujących rozmowach z Autorem, o odkrywaniu świata Indian Carapana. Wszystko świetnie ale to następuje właśnie po pierwszej połowie, czyli najpierw przebrnęłam przez mniej intrygujące rozdziały, niekiedy bardzo wolno rozwijające się, wciąż czekając na to wielkie "Wow", które nie pozwoli na oderwanie się od książki. Może po prostu zbyt wiele obiecałam sobie po lekturze poprzedniej książki Autora.
Tytuł uznaję za dobry, choć nie tak dobry jak
"Gringo wśród dzikich plemion". Gdybym więc miała komuś, kto nie zna pisarskiej twórczości Pana Wojciecha Cejrowskiego, doradzić od której książki ma zacząć przygodę, to - na dzień dzisiejszy - poleciłabym najpierw
"Gringo (...)", potem
"Rio Anacondę".
Opinia opublikowana na moim blogu:
https://literackiepodrozebooki.blogspot.com...