Jest to opowieść o człowieku zbudowana ze wspomnień jego krewnych, przyjaciół, znajomych i nie tylko. Nie nazwałbym jej biografią, bo rzetelnych faktów nie zawarto w niej zbyt wiele. Nawet data urodzenia nie jest pewna. Dokumentalny jest zbiór fotografii, ale relacje osób, w tym żony Janka Himilsbacha, Barbary, są już wysoce subiektywne. Oczywiście, można powiedzieć, że ludzie ci znali go w innych czasach, a Barbara z upływem czasu coraz bardziej uświetnia wspomnienia, ale chyba nie tylko o to chodzi. W materiałach dotyczących psychoterapii uzależnień (alkoholikiem był Himilsbach ponad wszelką wątpliwość) znalazłem określenie „mechanizm rozproszonego ja”. Ktoś taki prezentuje inną osobowość w różnym czasie, w różnych warunkach, wobec różnych osób, w różnych okolicznościach. Podobno odmiennych autobiografii – raczej opowiadanych, bo nie spisanych – Himilsbach sam wyprodukował około czterysta.
Intrygujące jest i to, że w relacjach tych różnych osób życie w latach czterdziestych-pięćdziesiątych-sześćdziesiątych w PRL też jawiło się bardzo różnie. Ktoś opowiadał o szarej komunie, ktoś inny (Barbara Himilsbach) o wesołym, niezwykle kolorowym życiu. Była straszna bieda, ale… przeciętnie zarabiającego człowieka jakoś stać było na jedzenie i picie w lokalach. Itp. Czyli nie tylko Jan Himilsbach, ale – jak w podtytule – także jego ciekawe, choć zapewne trudne, czasy.
Już za życia był legendą. Pracował na nią w pocie czoła: w najsłynniejszych warszawskich knajpach, na planach filmowych, nad maszyną do pisania. Znał wszystkich, których należało znać w jego epoce, i wszyscy go znali. Panował swoisty snobizm na Himilsbacha. Każdy, kto chciał zaszpanować w towarzystwie, powinien pochwalić się, że pił z nim wódkę.
[…]
Czytelnika niniejszej książki na pewno zdziwi to, że ludzie pamiętający Himilsbacha wyrażają różne, często sprzeczne, oceny na jego temat i podają wykluczające się informacje. Nie jest to niechlujstwo autorki czy błąd redaktora. Każdy z rozmówców mówi prawdę. Nikt, nawet żona, nie znał do końca prawdy o życiu Jana Himilsbacha. Artysta rzadko opowiadał o sobie, a jeśli już to czynił, zawsze zmieniał wersje. Czy robił to po to, żeby zainteresować rozmówcę? A może miał coś do ukrycia?*.
Uzupełnienie książki stanowi kilka opowiadań Jana Himilsbacha. I to od trzech zbiorów opowiadań zaczęła się moja nim fascynacja, bo film „Rejs” – podobno kultowy – uważam nawet za całkiem niezły, ale obiektem mojego kultu jednak nie został.
--
* Anna Popek, „Rejs na krzywy ryj”, Vis-a-vis/Etiuda, 2020, Wstęp.