Swoją przygodę z twórczością Mikołaja Łozińskiego zaczęłam od Stramera. Ta jest trzecią, czytanie w odwrotnej kolejności niż powstawały książki wprowadza lekki zamęt (informacyjny).
Główny bohater dowiaduje się o śmierci matki. Nie utrzymywali kontaktu przez głupie nieporozumienia, niedomówienia, wewnętrzne blokady. Teraz wraca, by załatwić sprawy formalne z mieszkaniami, by spotkać się z ciotką, osobami które znały matkę. Poprzez te osoby chce poznać matkę na nowo, odkryć kim była. Sam też chciałby sporo jej wyjaśnić, opowiedzieć. Robi to... Prowadzi w myślach z nią rozmowy. Próbuje spojrzeć na dawne błędy z innej perspektywy, przełamać strach przed bliskością i spróbować stworzyć "prawdziwy" zaangażowany związek ze swoją partnerką Anną.
Książka jest debiutem. Udanym, bo nagradzanym.
Jak na młody wiek Autora, to bardzo dojrzała powieść o trudnych relacjach między ludźmi, członkami rodziny. Lęk przed bliskością jest tematem przewodnim. Tytuł - lęk przed podróżą, to także obawa przez podróżą w głąb siebie. Poznaniem samego siebie, swoich strachów, barier, wewnętrznej nędzy.