Jestem pod wrażeniem.
To książka, która uświadomiła mi czym różni się zwykła beletrystyka od literatury pięknej. Dla mnie są to zbiory rozłączne. Beletrystyka to jednorazowe powieści, czytane dla rozrywki, do których nie ma po co wracać.
A literatura piękna jest wielokrotnego użytku, zaspakaja nie tylko potrzebę rozrywki, ale również refleksji, daje przyjemność obcowania z pięknym słowem i obrazem. "Regulamin tłoczni win" być może nie jest literaturą wielką, jest jednak bez wątpienia wart przeczytania.
Szkieletem fabuły jest życie Homera Wellsa, wychowanka sierocińca prowadzonego przez doktora Wilbura Larcha, postaci równie ważnej. Mimo, że akcja płynie niespiesznie, ani chwili nie miałam wrażenia, że autor przynudza. Bohaterowie drugiego planu pokazani są z równą pieczołowitością. Tło obyczajowe było dla mnie fascynującym elementem powieści. Opisy zabiegów ginekologicznych, tak drobiazgowe, że niemal je widziałam i słyszałam, dla mnie były dodatkowym smaczkiem. Umiejętność autora wczucia się w sytuację kobiet przyjeżdżających do sierocińca, żeby urodzić i oddać dziecko albo poddać się aborcji, jest godna podziwu. Bohaterowie wiele razy stają przed trudnymi wyborami, nic nie jest proste i oczywiste, a oni sami nie są idealni. To sprawiło, że byli mi bliscy.
Dodatkowym smaczkiem jest motyw literacki - dzieci w sierocińcu wzrastają przy lekturze "Dawida Copperfielda" Dickensa i "Jane Eyre" Bronte, literatura jest częścią ich codziennego rytuału, dokładnie jak mojego.
Mogłabym pisać długo, ale nie chcę wam psuć przyjemności powolnego zanurzenia się w świat sierocińca w St. Cloud's i sadów w Heart's Rock.
Polecam, jak jeszcze nigdy dotąd, wysłuchanie tej książki w postaci audiobooka. Marcin Popczyński interpretuje tekst po mistrzowsku - czyta brawurowo, z wyczuciem, dowcipem, idealnie.