To jest ten rodzaj książki, które czyta się lepiej z ekranizacją. Kolorowe kolosy nadają się lepiej, niż Transformery odgrzewane jako dinusie. Bez wizualizacji odbieram drugi tom jako słabszy, chociaż utrzymuje poziom jedynki.
Dziwnie się czytało pierwszy tom, i drugi również. Nie znam się na tyle, by wzniosłe i doniosłe biologiczne odkrycia zrozumieć, więc cierpię na niedoinformowanie. Czy to przeszkadza? Trochę, kiedy pod pojęciem mutacja dna rozumiem formy nie z tego świata. Nie przeszkadza natomiast w zawirowaniu roku z ewolucją i sikaniu na stopę giganta. Choć sam pomysł sikania faktycznie jest idiotyczny ;D
Nie kupił mnie powód Obcych do eksterminacji, oraz następstwa ich 'pomyłki'. Doprawdy, kto im dał prawo decydowania? I - bo co? Bo ludzkość to nie giduły na kocich nogach, budujące futurystyczne roboty i mające brwi? Bo nadal 'rozwijamy się'? Dobrze Rose powiedziała - patrzą na nas jak na kolorowych w ubiegłym stuleciu/wieku. Taka ich wyższość nad ludźmi.
I dlaczego mają ludzie udowadniać swoją wartość? Konie, krowy i ptaki nie muszą, gaz ich nie zabija, ale ludzie zaś tak. W tej części mam skojarzenie z pierwszym Prometeuszem, tym od serii filmów o Obcym. Stworzyli, pomyśleli "łę, co to nam wyszło" i wybili.
Zakończenie to już majstersztyk paradoksu. Dlaczego? Nie mówię o tym gdzie i dlaczego i czemu oni, ale że Temida została zdalnie aktywowana i się teleportowała. A skoro tak, to... Obcy dopiero teraz sobie przypomnieli, że mają...