Książkę przeczytałam już jakiś czas temu, a dzisiaj nieco ją sobie przypomniałam. Teraz tak sobie myślę, że jest w niej sporo sprzeczności. Niby wpierw poznajemy postać kobiecą, jej odrobinę życia, opisy swoich trudności i nagle na jej drodze wyrasta przystojny mężczyzna. Wiemy, że ona nie chce się z niczym spieszyć, gdyż zakończony wcześniej związek nie pozostawił po sobie niczego dobrego, jednak jej ciało ignoruje wszystkie zahamowania i ciągnie pomimo strachliwych przekonań z jej głowy. Kolejnym przykładem jest większa ilość opisów jej codzienności, zwyczajnych schematów i ponownie spotykają się razem. Idąc na spotkanie, które jest czarujące, gdzie sami wpadamy w klimat romantyzmu i nagle wydarza się coś, że ona ucieka od niego z hukiem. Nie chodzi o to, że były to mniej ciekawe sytuacje, tylko właśnie o to, że w ogóle nie można było ich przewidzieć. Nie znalazłam tutaj niczego, co byłoby oczywiste i to właśnie spodobało mi się najbardziej. Nie był to typowy romans, ale powieść obyczajowa z jego wątkami. Emocje pojawiały się tylko w elektryzujących scenach, a zwyczajne codzienne rzeczy nieco potrafiły się dłużyć. Takim przebudzeniem w treści była przeszłość Mateusza, która przerażała Izę. Było to dla niej trudne, gdyż sama miewała swoje ograniczenia i jakby reagowała zbyt impulsywnie na sytuacje, które nie zawsze były tak wielkim szokiem, jaki widziała i odczuwała ona. Tak naprawdę nie wiedziałam jak ta opowieść się zakończy, kiedy skończą się lęki i czy uda się wszys...