I jak tu nie wierzyć w magię reklamy.. Zwabiony szumem w czytelniczym światku, jaki się wokół Zusaka zrobił, postanowiłem sięgnąć po jego książkę. Ale nie po ten legendarny już hicior, czyli "Złodziejkę książek", tylko po jego wcześniejszą powieść.
Nie spodziewałem się cudów, bo to książka skierowana do młodzieży (co potwierdzą wydawcy), a poza tym ze zrozumiałym dystansem podchodzę do twórczości ludzi, którzy wybili się jedną książką, rolą w filmie, czy jednym przebojem muzycznym. Praktyka pokazuje, że najczęściej na tym jednym hicie się kończy, a dalej jest tylko odcinanie kuponów.
Pomysł na książkę był dosyć ciekawy- nastoletni Ed (tylko Ed) dostaje od tajemniczego mocodawcy kolejne asy z mniej lub bardziej czytelnymi namiarami na ludzi, którym musi pomóc, zapewnić im to, czego potrzebują, nawet jeśli są to drobnostki, o jakich nie myślą.
Jak napisałem: pomysł fajny, ale.. no właśnie, zawsze musi być jakieś "ale".
Fabuła i jej rozwinięcie zupełnie do mnie nie trafiają . Przez większość czasu jest banalnie i deko infantylnie, uroczo i sielankowo, nawet pomimo tego, że prawie wszyscy bohaterowie są biedni jak myszy kościelne. Autor próbuje ratować się przed tym cukierkowym klimatem dorzucając do zestawu patologiczną mamuśkę głównego bohatera, jego niespełnioną miłość, seksualną frustrację i niemal schizofreniczne zmiany charakteru. Najczęściej Ed jest przedstawiany jako naiwniak i ofiara losu, do tego niemal gotowy przykład na sancto subito. Jednak ...