Przewracam ostatnią stronę książki, zamykam oczy i ogarnia mnie żal. Żal, że oto moje przygody z siostrami Wspacznymi dobiegły końca i muszę je pożegnać. Bo pokochałam je jak własne siostry, bo każde niebezpieczeństwo jakie je spotykało, dotykało mnie ogromnie. Bo ich łzy, były moimi łzami. Ich radość, moją radością. I to w nich odnalazłam siebie, jak nigdzie indziej.
Magia towarzyszy nam zawsze. Nie ważne, czy tkwimy w jednym miejscy, czy uciekamy w jakieś nowe. Ona jest, zawsze. I tylko czeka, by zaplątać kolejne losy i przygody. Tak jak zaplątują nas książki Pani Michelle Harrison. Plątanina Zaklęć to trzecia w serii pozycja i ani ociupinkę nie odbiega swoją cudownością, od swoich poprzedniczek. Choć szczerze, trudno jest opowiadać o wszystkich rzeczach, które kocham w tej książce, nie zdradzając zbyt wiele. Autorce udało się stworzyć kolejną złożoną i satysfakcjonującą tajemnicę, pełną magii i przygody. Podobnie jak w poprzednich książkach, siostrom towarzyszy równoległa historia, wpleciona pomiędzy sceny, która jest kluczem do całej tajemnicy. Cudownie było doświadczyć, jak trzy siostry dorosły, a ich związek wzmocnił się po poprzednich przygodach, a jednocześnie nie zmieniły się ani trochę i pozostały różne, jak ogień i woda, wiecznie kłótliwe i uparcie lojalne jak zawsze były. Uwielbiam również sposób, w jaki trzy historie zawarte w trzech tomach, czerpią z baśni ludowych, przesądów i magii, ale w tak bardzo różny sposób. Bo każda ma inne otoczenie, klimat i zwrot akcji... Ale myślę, że to właśnie ta pozostanie moją ulubioną, bo jest pełen czarów, uroków, przesądów i zaklęć w nieco inny i chwytający mnie za serce, sposób. Bo są przepełnione tyloma emocjami, magią i przygodami, że trudno je odłożyć. A świat stworzony przez Harrison jest pomysłowy, ale nie zbyt skomplikowany i ma w sobie tę głębię, która czyni go wiarygodnym. Choć to za co najbardziej kocham tę serię, to nieposkromione natury naszych bohaterek, odważnych, zaradnych i zaciekle lojalnych wobec swojej rodziny.